Z miesiąc mnie tu nie było, prawda? Przepraszam was bardzo, ale mój wen postanowił mi trochę porobić na złość. Przyznam szczerze, że nawet myślałam o zakończeniu Pamiętników Heinza, ale dostałam kopa w tyłek od mojego motywatora i coś mi się udało wytworzyć.
Nie jest to może szczyt możliwości, ale liczę że jako łącznik, przerywnik czy jak inaczej można to nazwać, się nada i mi wybaczycie.
Szukam cały czas mojego wena i postaram się nie robić więcej takich przerw :)
Serdecznie zapraszam Was na historię, którą zajmę się po zakończeniu przygód Diany i Fanniego (co z bólem serca muszę stwierdzić, że zbliża się nieubłaganie)
http://ironicones.blogspot.com/
Enjoy!
Z.
Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 września 2016 20:36
To dziś. Wielki dzień, wielkie
wydarzenie, wielkie, rozdmuchane nadzieje. To właśnie dziś
następuje oficjalne otwarcie klubu narciarskiego, który w
przyszłości ma stanowić zaplecze dla kadr juniorskich Austrii. To
właśnie jest ten wielki projekt, w którym po uszy zakopała się
Tysia razem z Sandrą i Diessem. Przyznam szczerze, że kamień spadł
mi z serca kiedy o tym usłyszałem, bo ja naprawdę byłem pewien że
chcą mi zabrać moje dzieciaczki! Nawet mi się to śniło! Tysia z
dziką satysfakcją oznajmiła, że Sara wylatuje na zbity pysk i
zaczęła się szyderczo śmiać! Będę to miał przed oczami do
końca życia, to pewne. Nawet widok Justyny w rozciągniętej
piżamie kiedy przyszedłem jej to opowiedzieć o 7:23 rano, czasu
miejscowego, nie mógł tego zatrzeć!
Z drugiej jednak strony jestem
zawiedziony. Tylko nie wiem czym bardziej. Dlaczego Tysia zadzwoniła
do Diessa, kiedy potrzebowała trenera dla dzieciaków? To znaczy, ja
wiem dlaczego bo mi tłumaczyła. Twierdzi, że nie zna nikogo
lepszego kto dysponuje odpowiednią ilością wolnego czasu, a ich
niezbyt kolorowa wspólna przeszłość nie powinna stawać dzieciom
na drodze do sukcesu. I w sumie brzmi mądrze. Ale w ogóle nie
podoba mi się ten cały pomysł z wracaniem do pracy! Przecież
bliźniaki nie mają nawet sześciu miesięcy!
-Przestań się dąsać! - Jaqueline
szturcha mnie lekko łokciem próbując zachować pogodną minę.
Jesteśmy właśnie na bankiecie
otwierającym klub. Szampan się leje strumieniami, zjechało się
mnóstwo gości, jest strasznie głośno, a Sophie jest tu z
Wellingerem więc muszę być stale czujny!
-Nadal nie wierzę, że to zrobiły –
burczę w odpowiedzi. - Porzuciły dzieci, skumały się z Diessem...
Co się stało z moimi dziewczynkami?
-Dorosły, Heinz – moja żona chyba
jest na mnie zła. Kompletnie nie rozumiem dlaczego, przecież tylko
wyrażam swoje zdanie.
-Nie nazwałbym tego dorosłym
zachowaniem – prycham i biorę kolejną lampkę szampana.
-Dobrze, że ty jesteś taki
dojrzały... Tynka, kochanie!
Odwracam się na pięcie i widzę
kroczącą do nas uśmiechniętą Martynę, a zaraz za nią Marinusa.
-Witaj Jaq! Cześć Heinz!
-Nie wiedziałem, że będziecie –
zauważam wymieniając uścisk dłoni z Krausem.
-Jak mogłabym przegapić takie
wydarzenie z życia mojej siostry – ekscytuje się Tynka.
-Porzuciła dzieci, zaniedba dom... -
zaczynam, ale milknę pod ostrym spojrzeniem mojej żony.
-Tyśka to profesjonalistka – wtrąca
się Marinus. Wywołuje tym moje niemałe zdumienie, bo przy mojej
ostatniej aktualizacji danych jeszcze się nienawidzili. Wypadasz z
formy, Heinz. - Zresztą taka praca w klubie to przecież nie praca
na pełen etat. Poradzi sobie.
-No widzisz – uśmiecha się młoda
Jankowska. - Trzeba w nią tylko uwierzyć. Zresztą Sandra też ma
Maxa...
-O niej mi nawet nie mów! -
wykrzykuję. - U Tyśki chociaż Alex Hayboeck ciągle przesiaduje,
to się zajmie dziećmi. A Sandra? Zostawi Maxa Gregorowi, ten
pojedzie na zawody i dziecko trafi do opieki społecznej...
-Nie przesadzasz czasem? - pyta
podejrzliwie Tynka. - O, Tysia!
Starsza z sióstr podchodzi do nas i
rzuca się na szyję swojej młodszej kopii. W tym czasie Michael
ściska dłoń Marinusa i nawet obaj zdobywają się na lekkie
uśmiechy. Po chwili następuje zamiana i Justyna ucałowuje w
policzek Krausa, a Hayboeck ściska Tynkę. Jestem zaszokowany. I to
jest naprawdę delikatne słowo.
-Gdzie macie bliźniaki? - pytam
oschle.
-Sprzedaliśmy na eBayu – uśmiecha
się Tysia i macha do kroczącego ku nam Stoeckla. - Alex mi nie
płacił pełnej pensji jak byłam na zwolnieniu, więc z kasą
krucho. Trzeba sobie radzić. Prawda, Alex?
-Szczera prawda – uśmiecha się
pogodnie Stoeckl. Aż dziw, że to Austriak. Zrobił się taki
strasznie norweski, że aż głowa boli. Nawet mówi z norweskim
akcentem.
-Tacy jesteście zabawni? - prycham. -
Michael, gdzie wasze dzieci?
-Sprzedaliśmy na eBayu – rzuca
przerywając na chwilę rozmowę z Tynką i Krausem. - Jakaś
rodzinna z Wiednia je kupiła.
-Siebie warci – kręcę głową
niezadowolony.
Postanawiam poszukać drugiej winnej.
Rozglądam się po sali w poszukiwaniu platynowego blondu.
Po drodze napotykam wzrokiem na
Norwegów. Taki Tom Hilde na przykład bajeruje właśnie jakąś
małolatę i jest tym tak zafascynowany, że nie widzi że ciurkiem
wylewa na siebie szampana. Velta za to zauważył, bo czujnie trzymał
telefon w pogotowiu i właśnie wszystko nagrywa, żeby do końca
życia móc się z Toma nabijać.
Sophie siedzi z Andreasem przy barze.
Przebrzydła Milka trzyma rękę na kolanie mojej córeczki! Gdyby
nie to, że Jaq mnie przeszkoliła że nie mam robić wiochy to
podszedłbym tam już teraz i odciął mu rękę przy samym tyłku.
Ale zgodnie z życzeniem żony postanawiam to odłożyć w czasie.
Zresztą Sophie też się dostanie, przecież mu na to pozwala!
Wreszcie ją znajduję! Sandra stoi z
Gregorem, Didlem i jego Evą. O ile dobrze kojarzę, to blondynka
nigdy wcześniej nie spotkała Evy, słyszała o niej jedynie z
opowieści dziewcząt. Sądząc jednak po jej minie jest tak samo
oczarowana jak jej koleżanki kilka tygodni wcześniej.
Przysięgam, jeśli kiedykolwiek
uznałem że Kris przesadza z samoopalaczem, Tysia jest uzależniona
od błyszczyków i pomadek, a moja Sophie jak na swój wiek robi
sobie zbyt wyraziste kreski na powiekach to w tym momencie to
wszystko cofam!
Eva jest tak wymalowana, że Sandra
wygląda przy niej jak śmierć. Generalnie nie znam się na
makijażach, w końcu jestem trenerem a nie wizażystką, ale wydaje
mi się że ta tapeta do siebie nawet pasuje. Jest jej zwyczajnie za
dużo. Dużo za dużo.
-Dobry wieczór dzieciaczki! -
wykrzykuję na przywitanie.
-No jesteś – uśmiecha się do mnie
Sandra.
-Nie cieszyłbym się tak na twoim
miejscu – zauważam. - Nadal twierdzę, że troszeczkę się z
Tysią pospieszyłyście.
-Z czym? - dziwi się blondynka.
-Z powrotem do pracy – odpowiadam
tonem jakby to było oczywiste. - Jeszcze z rok powinnyście
posiedzieć w domach, odchować dzie...
-ROK?! - Sandra o mało nie zakrztusiła
się szampanem. - Posłuchaj mnie Heinz, ja naprawdę kocham Maxa z
całego serca, ale po tylu miesiącach wychowywania go niemalże
samodzielnie bo Gregora ciągle nie ma, chyba mam prawo w końcu
pomyśleć o sobie.
-Po co? - tym razem to ja przybieram
zdziwiony ton.
-Bo mi się to należy?
-I Gregor ci na to pozwala?
-Trzymajcie mnie, bo mu zaraz walnę –
warczy Sandra.
-Gregor, ty jesteś pewien że jej
kolejnego brzdąca nie zmajstrowałeś? - dopytuję. - Chyba jej
hormony buzują!
Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi.
Ma ślicznego synka, co jeszcze jej potrzebne do szczęścia?
Blondynka łypie na mnie spode łba.
-Trenerze – Gregor profilaktycznie
wchodzi między nas – Sandra ma rację. Zresztą nikt Maxa nie
porzuca, Sandra będzie niemalże swoim własnym szefem, więc będzie
mogła zabierać małego ze sobą.
-Tak się mówi – prycham. - Jeszcze
wspomnicie moje słowa!
-Tyśce też urządziłeś taką
tyradę? - dopytuje zdenerwowana blondynka.
-Dopiero zamierzam!
-Tysia ma dwójkę dzieci – zaczyna
nieśmiało Eva. - Tu akurat obawy są uzasadnione.
-Tysia ma do pomocy zakochanego w
swoich bratankach Alexa, więc bliźniakom się nic nie stanie –
ucisza ją szybko Didl.
-Właśnie! A poza tym wszyscy
dziecioujemni w tym towarzystwie nie mają prawa głosu w tym temacie
– wykrzykuje Sandra. - I zapamiętaj sobie – zwraca się do Evy –
zawsze, ale to zawsze lepiej trzymać z nami niż z Heinzem. Taka
rada na przyszłość. My zawsze wygrywamy.
I odchodzi.
-Nie przypominam sobie, żeby kiedyś
wygrały – mruczę zamyślony.
-Sophie i Wellinger? - podrzuca Gregor.
-Menu na każde wspólne spotkanie? -
dodaje Didl.
-Wybór kolorów kombinezonów?
-Ustanowienie piątków dniem
'odpierdol się Heinz'?
-Nic nie wiem o tych dniach! -
wykrzykuję oburzony.
-Didl, ja pierdolę – Gregor wykonuje
klasycznego facepalma. - Prędzej bym się z twoją świnią dogadał
niż z tobą. I nie wiem czy z tą pluszową, czy prawdziwą.
-Nie mam prawdziwej świni – dziwi
się Thomas.
Gregor rzuca znaczące spojrzenie Evie
i z ironicznym uśmiechem odchodzi w poszukiwaniu Sandry.
-Masz świnię? - pyta nagle Eva.
-Nie... Chociaż łatwiej będzie jak
ci powiem, że mam. - mruczy zrezygnowany Didl.
-O co chodzi z tymi piątkami? -
próbuję się dowiedzieć.
-Niech trener spyta Kris albo Megi –
wzrusza ramionami Thomas. - Ja nic nie wiem.
-Przecież to ty o nich wspomniałeś!
-Co nie znaczy, że cokolwiek o nich
wiem! Chodź Eva, poznasz Tynkę!
-Halo, czy ktoś widział Lily? - z
głośników wydobywa się głos Tysi. Spoglądam na podest, gdzie
stoi mikrofon. Zebrała się tam Tysia, Sandra i Diess.
-Już idzie! - słychać głos z tłumu.
To Morgi niesie córkę do przodu, by po chwili postawić ją na
ziemi i puścić do Justyny, a samemu wyciągnąć telefon i zacząć
wszystko nagrywać.
Tysia podnosi Lily na ręce i podchodzi
z powrotem do mikrofonu.
-Kochani! - zaczyna po angielsku ze
względu na Norwegów. - Bardzo dziękujemy wam za przybycie!
Dziękujemy austriackiej kadrze za podniesienie rangi tego
wydarzenia, dziękujemy sztabowi szkoleniowemu za przybycie, mimo
pewnych obiekcji – rzuca mi znaczące spojrzenie. - Dziękujemy
norweskiej kadrze, kocham was bardzo! - uśmiecha się do Norwegów i
wesoło im macha, na co oni odpowiadają tym samym. - Dziękujemy
rodzinom, przyjaciołom, zarządowi związku narciarskiego, prasie i
obserwatorom. Oficjalnie witam wszystkich na otwarciu szkółki
narciarskiej imienia Lily Morgenstern!
Rozlegają się gromkie brawa, co nieco
onieśmiela Lily, która chowa twarz w szyi i włosach Tysi.
-Lily, skarbie. Cieszysz się, że
będziesz miała własną szkółkę?
-Zajekulwabiście – odpowiada
markotnie.
Po sali przetacza się ryk śmiechu.
-Jak? - Tysia parska śmiechem i
próbuje wygiąć głowę tak, żeby widzieć coraz bardziej
wtulającą się w nią dziewczynkę.
-Zajekulwabiście – powtarza Lily. -
Tata kazał mi tak powiedzieć.
Cała trójka z podestu rzuca Morgiemu
rozbawione spojrzenie.
-Mamy to! - wykrzykuje Thomas i odkłada
telefon do kieszeni. - Będzie dla potomnych! No Kris, nie dąsaj
się. Wiesz ile będzie z tego śmiechu za 15 lat...?