wtorek, 17 marca 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 września 2016

Uff.
Z miesiąc mnie tu nie było, prawda? Przepraszam was bardzo, ale mój wen postanowił mi trochę porobić na złość. Przyznam szczerze, że nawet myślałam o zakończeniu Pamiętników Heinza, ale dostałam kopa w tyłek od mojego motywatora i coś mi się udało wytworzyć.
Nie jest to może szczyt możliwości, ale liczę że jako łącznik, przerywnik czy jak inaczej można to nazwać, się nada i mi wybaczycie.
Szukam cały czas mojego wena i postaram się nie robić więcej takich przerw :)
Serdecznie zapraszam Was na historię, którą zajmę się po zakończeniu przygód Diany i Fanniego (co z bólem serca muszę stwierdzić, że zbliża się nieubłaganie)

http://ironicones.blogspot.com/

Enjoy!

Z.

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 września 2016  20:36


To dziś. Wielki dzień, wielkie wydarzenie, wielkie, rozdmuchane nadzieje. To właśnie dziś następuje oficjalne otwarcie klubu narciarskiego, który w przyszłości ma stanowić zaplecze dla kadr juniorskich Austrii. To właśnie jest ten wielki projekt, w którym po uszy zakopała się Tysia razem z Sandrą i Diessem. Przyznam szczerze, że kamień spadł mi z serca kiedy o tym usłyszałem, bo ja naprawdę byłem pewien że chcą mi zabrać moje dzieciaczki! Nawet mi się to śniło! Tysia z dziką satysfakcją oznajmiła, że Sara wylatuje na zbity pysk i zaczęła się szyderczo śmiać! Będę to miał przed oczami do końca życia, to pewne. Nawet widok Justyny w rozciągniętej piżamie kiedy przyszedłem jej to opowiedzieć o 7:23 rano, czasu miejscowego, nie mógł tego zatrzeć!
Z drugiej jednak strony jestem zawiedziony. Tylko nie wiem czym bardziej. Dlaczego Tysia zadzwoniła do Diessa, kiedy potrzebowała trenera dla dzieciaków? To znaczy, ja wiem dlaczego bo mi tłumaczyła. Twierdzi, że nie zna nikogo lepszego kto dysponuje odpowiednią ilością wolnego czasu, a ich niezbyt kolorowa wspólna przeszłość nie powinna stawać dzieciom na drodze do sukcesu. I w sumie brzmi mądrze. Ale w ogóle nie podoba mi się ten cały pomysł z wracaniem do pracy! Przecież bliźniaki nie mają nawet sześciu miesięcy!
-Przestań się dąsać! - Jaqueline szturcha mnie lekko łokciem próbując zachować pogodną minę.
Jesteśmy właśnie na bankiecie otwierającym klub. Szampan się leje strumieniami, zjechało się mnóstwo gości, jest strasznie głośno, a Sophie jest tu z Wellingerem więc muszę być stale czujny!
-Nadal nie wierzę, że to zrobiły – burczę w odpowiedzi. - Porzuciły dzieci, skumały się z Diessem... Co się stało z moimi dziewczynkami?
-Dorosły, Heinz – moja żona chyba jest na mnie zła. Kompletnie nie rozumiem dlaczego, przecież tylko wyrażam swoje zdanie.
-Nie nazwałbym tego dorosłym zachowaniem – prycham i biorę kolejną lampkę szampana.
-Dobrze, że ty jesteś taki dojrzały... Tynka, kochanie!
Odwracam się na pięcie i widzę kroczącą do nas uśmiechniętą Martynę, a zaraz za nią Marinusa.
-Witaj Jaq! Cześć Heinz!
-Nie wiedziałem, że będziecie – zauważam wymieniając uścisk dłoni z Krausem.
-Jak mogłabym przegapić takie wydarzenie z życia mojej siostry – ekscytuje się Tynka.
-Porzuciła dzieci, zaniedba dom... - zaczynam, ale milknę pod ostrym spojrzeniem mojej żony.
-Tyśka to profesjonalistka – wtrąca się Marinus. Wywołuje tym moje niemałe zdumienie, bo przy mojej ostatniej aktualizacji danych jeszcze się nienawidzili. Wypadasz z formy, Heinz. - Zresztą taka praca w klubie to przecież nie praca na pełen etat. Poradzi sobie.
-No widzisz – uśmiecha się młoda Jankowska. - Trzeba w nią tylko uwierzyć. Zresztą Sandra też ma Maxa...
-O niej mi nawet nie mów! - wykrzykuję. - U Tyśki chociaż Alex Hayboeck ciągle przesiaduje, to się zajmie dziećmi. A Sandra? Zostawi Maxa Gregorowi, ten pojedzie na zawody i dziecko trafi do opieki społecznej...
-Nie przesadzasz czasem? - pyta podejrzliwie Tynka. - O, Tysia!
Starsza z sióstr podchodzi do nas i rzuca się na szyję swojej młodszej kopii. W tym czasie Michael ściska dłoń Marinusa i nawet obaj zdobywają się na lekkie uśmiechy. Po chwili następuje zamiana i Justyna ucałowuje w policzek Krausa, a Hayboeck ściska Tynkę. Jestem zaszokowany. I to jest naprawdę delikatne słowo.
-Gdzie macie bliźniaki? - pytam oschle.
-Sprzedaliśmy na eBayu – uśmiecha się Tysia i macha do kroczącego ku nam Stoeckla. - Alex mi nie płacił pełnej pensji jak byłam na zwolnieniu, więc z kasą krucho. Trzeba sobie radzić. Prawda, Alex?
-Szczera prawda – uśmiecha się pogodnie Stoeckl. Aż dziw, że to Austriak. Zrobił się taki strasznie norweski, że aż głowa boli. Nawet mówi z norweskim akcentem.
-Tacy jesteście zabawni? - prycham. - Michael, gdzie wasze dzieci?
-Sprzedaliśmy na eBayu – rzuca przerywając na chwilę rozmowę z Tynką i Krausem. - Jakaś rodzinna z Wiednia je kupiła.
-Siebie warci – kręcę głową niezadowolony.
Postanawiam poszukać drugiej winnej. Rozglądam się po sali w poszukiwaniu platynowego blondu.
Po drodze napotykam wzrokiem na Norwegów. Taki Tom Hilde na przykład bajeruje właśnie jakąś małolatę i jest tym tak zafascynowany, że nie widzi że ciurkiem wylewa na siebie szampana. Velta za to zauważył, bo czujnie trzymał telefon w pogotowiu i właśnie wszystko nagrywa, żeby do końca życia móc się z Toma nabijać.
Sophie siedzi z Andreasem przy barze. Przebrzydła Milka trzyma rękę na kolanie mojej córeczki! Gdyby nie to, że Jaq mnie przeszkoliła że nie mam robić wiochy to podszedłbym tam już teraz i odciął mu rękę przy samym tyłku. Ale zgodnie z życzeniem żony postanawiam to odłożyć w czasie. Zresztą Sophie też się dostanie, przecież mu na to pozwala!
Wreszcie ją znajduję! Sandra stoi z Gregorem, Didlem i jego Evą. O ile dobrze kojarzę, to blondynka nigdy wcześniej nie spotkała Evy, słyszała o niej jedynie z opowieści dziewcząt. Sądząc jednak po jej minie jest tak samo oczarowana jak jej koleżanki kilka tygodni wcześniej.
Przysięgam, jeśli kiedykolwiek uznałem że Kris przesadza z samoopalaczem, Tysia jest uzależniona od błyszczyków i pomadek, a moja Sophie jak na swój wiek robi sobie zbyt wyraziste kreski na powiekach to w tym momencie to wszystko cofam!
Eva jest tak wymalowana, że Sandra wygląda przy niej jak śmierć. Generalnie nie znam się na makijażach, w końcu jestem trenerem a nie wizażystką, ale wydaje mi się że ta tapeta do siebie nawet pasuje. Jest jej zwyczajnie za dużo. Dużo za dużo.
-Dobry wieczór dzieciaczki! - wykrzykuję na przywitanie.
-No jesteś – uśmiecha się do mnie Sandra.
-Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu – zauważam. - Nadal twierdzę, że troszeczkę się z Tysią pospieszyłyście.
-Z czym? - dziwi się blondynka.
-Z powrotem do pracy – odpowiadam tonem jakby to było oczywiste. - Jeszcze z rok powinnyście posiedzieć w domach, odchować dzie...
-ROK?! - Sandra o mało nie zakrztusiła się szampanem. - Posłuchaj mnie Heinz, ja naprawdę kocham Maxa z całego serca, ale po tylu miesiącach wychowywania go niemalże samodzielnie bo Gregora ciągle nie ma, chyba mam prawo w końcu pomyśleć o sobie.
-Po co? - tym razem to ja przybieram zdziwiony ton.
-Bo mi się to należy?
-I Gregor ci na to pozwala?
-Trzymajcie mnie, bo mu zaraz walnę – warczy Sandra.
-Gregor, ty jesteś pewien że jej kolejnego brzdąca nie zmajstrowałeś? - dopytuję. - Chyba jej hormony buzują!
Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi. Ma ślicznego synka, co jeszcze jej potrzebne do szczęścia? Blondynka łypie na mnie spode łba.
-Trenerze – Gregor profilaktycznie wchodzi między nas – Sandra ma rację. Zresztą nikt Maxa nie porzuca, Sandra będzie niemalże swoim własnym szefem, więc będzie mogła zabierać małego ze sobą.
-Tak się mówi – prycham. - Jeszcze wspomnicie moje słowa!
-Tyśce też urządziłeś taką tyradę? - dopytuje zdenerwowana blondynka.
-Dopiero zamierzam!
-Tysia ma dwójkę dzieci – zaczyna nieśmiało Eva. - Tu akurat obawy są uzasadnione.
-Tysia ma do pomocy zakochanego w swoich bratankach Alexa, więc bliźniakom się nic nie stanie – ucisza ją szybko Didl.
-Właśnie! A poza tym wszyscy dziecioujemni w tym towarzystwie nie mają prawa głosu w tym temacie – wykrzykuje Sandra. - I zapamiętaj sobie – zwraca się do Evy – zawsze, ale to zawsze lepiej trzymać z nami niż z Heinzem. Taka rada na przyszłość. My zawsze wygrywamy.
I odchodzi.
-Nie przypominam sobie, żeby kiedyś wygrały – mruczę zamyślony.
-Sophie i Wellinger? - podrzuca Gregor.
-Menu na każde wspólne spotkanie? - dodaje Didl.
-Wybór kolorów kombinezonów?
-Ustanowienie piątków dniem 'odpierdol się Heinz'?
-Nic nie wiem o tych dniach! - wykrzykuję oburzony.
-Didl, ja pierdolę – Gregor wykonuje klasycznego facepalma. - Prędzej bym się z twoją świnią dogadał niż z tobą. I nie wiem czy z tą pluszową, czy prawdziwą.
-Nie mam prawdziwej świni – dziwi się Thomas.
Gregor rzuca znaczące spojrzenie Evie i z ironicznym uśmiechem odchodzi w poszukiwaniu Sandry.
-Masz świnię? - pyta nagle Eva.
-Nie... Chociaż łatwiej będzie jak ci powiem, że mam. - mruczy zrezygnowany Didl.
-O co chodzi z tymi piątkami? - próbuję się dowiedzieć.
-Niech trener spyta Kris albo Megi – wzrusza ramionami Thomas. - Ja nic nie wiem.
-Przecież to ty o nich wspomniałeś!
-Co nie znaczy, że cokolwiek o nich wiem! Chodź Eva, poznasz Tynkę!
-Halo, czy ktoś widział Lily? - z głośników wydobywa się głos Tysi. Spoglądam na podest, gdzie stoi mikrofon. Zebrała się tam Tysia, Sandra i Diess.
-Już idzie! - słychać głos z tłumu. To Morgi niesie córkę do przodu, by po chwili postawić ją na ziemi i puścić do Justyny, a samemu wyciągnąć telefon i zacząć wszystko nagrywać.
Tysia podnosi Lily na ręce i podchodzi z powrotem do mikrofonu.
-Kochani! - zaczyna po angielsku ze względu na Norwegów. - Bardzo dziękujemy wam za przybycie! Dziękujemy austriackiej kadrze za podniesienie rangi tego wydarzenia, dziękujemy sztabowi szkoleniowemu za przybycie, mimo pewnych obiekcji – rzuca mi znaczące spojrzenie. - Dziękujemy norweskiej kadrze, kocham was bardzo! - uśmiecha się do Norwegów i wesoło im macha, na co oni odpowiadają tym samym. - Dziękujemy rodzinom, przyjaciołom, zarządowi związku narciarskiego, prasie i obserwatorom. Oficjalnie witam wszystkich na otwarciu szkółki narciarskiej imienia Lily Morgenstern!
Rozlegają się gromkie brawa, co nieco onieśmiela Lily, która chowa twarz w szyi i włosach Tysi.
-Lily, skarbie. Cieszysz się, że będziesz miała własną szkółkę?
-Zajekulwabiście – odpowiada markotnie.
Po sali przetacza się ryk śmiechu.
-Jak? - Tysia parska śmiechem i próbuje wygiąć głowę tak, żeby widzieć coraz bardziej wtulającą się w nią dziewczynkę.
-Zajekulwabiście – powtarza Lily. - Tata kazał mi tak powiedzieć.
Cała trójka z podestu rzuca Morgiemu rozbawione spojrzenie.
-Mamy to! - wykrzykuje Thomas i odkłada telefon do kieszeni. - Będzie dla potomnych! No Kris, nie dąsaj się. Wiesz ile będzie z tego śmiechu za 15 lat...?