środa, 24 grudnia 2014

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 lipca 2016

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 lipca 2016, 14:26

Kochany Pamiętniczku!
To ja, Heinz!
Minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkania! Pół roku? Tak, pół roku! Kto by pomyślał?
Tyle się pozmieniało przez ten czas, że aż nie wiem od czego zacząć.
Zostałem dziadkiem! To znaczy, takim przyszywanym całe szczęście, choć Sophie nadal spotyka się z Andim. Między nami mówiąc to zaczynam chyba lubić tego chłopaka.
A dziadkiem zostałem potrójnym! Tak, tak! Potrójnym! Bo niewiele później niż mój ostatni wpis okazało się, że Tysia i Michi będą mieli bliźniaki! Chłopca i dziewczynkę!
I tak oto Michael został dumnym ojcem Leny i Thomasa, a Gregorowi urodził się syn – Maximilian Heinz. Naprawdę! Dał mu na drugie imię Heinz! Miliony serduszek, to za mało, żeby opisać moją radość!
Tysia jest w tym momencie na zwolnieniu, ale od czasu kiedy okazało się, że będą mieli bliźniaki przebąkiwała, że chyba nie wróci do Norwegów, że nie da rady zorganizować dla nich opieki na tyle, a zabieranie ich ze sobą uważa za skrajną głupotę. Stoeckl cierpliwie czeka, choć chyba się już pogodził, że jego fizjoterapeutka postanowiła osiąść na stałe w Austrii.
To szansa dla mnie! Znajdę jej jakąś ciepłą posadkę w związku i wrócimy na szczyt!
Bo niestety ten sezon padł – ku uciesze Tysi – łupem Andersa Fannemela. Brunetka stwierdziła, że to najlepszy prezent jaki mogła dostać na odejście.
Drugie miejsce zajął Michi, trzeci był Severin Freund.
Manuel w końcu oświadczył się Megi i chcieli brać natychmiastowy ślub, ale Sandra z Tysią zapowiedziały, że się obrażą do końca życia jeśli wezmą ślub w czasie kiedy one wyglądają jak wieloryby.
Jak na moje to wyglądały co najwyżej jak orki. I to takie małe. Zresztą Sandra szybko zaczęła chodzić na siłownię i straciła nadprogramowe kilogramy, za to Tysia w ciąży przytyła niecałe 5 kilo więc po prostu wygląda zdrowiej niż przed ciążą. Jednak Michi twierdzi, że i tak postanowiła przejść na dietę.
Sara na dobre związała się z Kraftem i chyba są ze sobą szczęśliwi, bo postanowili ze sobą zamieszkać jeszcze przed startem zimowego sezonu.
Didl też coś przebąkuje o jakiejś pannie, ale nikt jej jeszcze nie widział, więc Gregor z Morgim wysnuli teorie, że dziewczyna zwyczajnie nie istnieje, co Sandra skwitowała stwierdzeniem, że może Gregor zająłby się poważniejszymi problemami jak na przykład zmiana pieluchy jego osobistego syna.
A teraz siedzimy sobie w nowym mieszkaniu Tysi i Michiego i oczekujemy na resztę, żeby rozpocząć odprawę sztabu przed wyjazdem na Letnie Grand Prix. Musieliśmy w ich mieszkaniu, bo Hayboeck oznajmił, że jego żona mu nogi z dupy powyrywa, jak nie pomoże jej trochę przy dzieciach.
Fakt, od czasu ich narodzin Michiego więcej nie było niż był. A to jedno zgrupowanie, a to drugie. A Tyśka sama. To znaczy z Megi i Sandrą. Mieszkają teraz wszystkie na jednym osiedlu to jakoś we trzy dają radę zapanować nad trójką dzieci.
-Herbata – Megi podaje mi kubek i siada naprzeciwko mnie przy stole. W tym samym czasie Tysia delikatnie przymyka drzwi od sypialni i oddychając głęboko z ulgą wchodzi do kuchni.
-Thomas śpi, teraz czas na ciebie kochana – uśmiecha się do Leny, którą trzymam na rękach.
-Gdzie jej będzie lepiej niż u dziadka Heinza, hmm? - pytam z wyrzutem. Tysia podnosi ręce w geście niewinności.
-Proszę bardzo! Chwila dla mnie.
W tym momencie drzwi wejściowe się z hukiem otwierają.
-Cześć Tysiaaaaa! Przywiozłem ci Alexa!
Brunetka bierze głęboki oddech i spokojnie przysłuchuje się jak Thomas w sypialni zaczyna płakać.
-Zamorduję Michiego, przysięgam – mruczy pod nosem.
-Jest moja królewna! - wykrzykuje Alex wchodząc do kuchni i porywając Lenę z moich rąk.
Z relacji Tysi wiem, że Alexowi odbiło na punkcie bliźniaków i twardo walczy o tytuł wujka roku.
A że ma złamaną nogę i za chwilę będzie musiał zacząć rehabilitację to uznali, że najlepiej będzie go zostawić Tysi do pomocy, na czas kiedy Michael wyjedzie. Wilk syty i owca cała, bo Tysia ogarnie jego nogę.
-W tej chwili szorujesz usypiać Thomasa – słyszę z przedpokoju głos brunetki.
-Ale ja...
-Nie interesuje mnie to! Trzeba było nie drzeć japy.
Po chwili dziewczyna wraca do kuchni.
-Chyba trzeba jej zmienić pieluchę – oznajmia Alex.
-To daj...
-Nie, nie! Ja to zrobię!
I robiąc dziewczynce samolocik wychodzi z kuchni.
-Wyszłam za nie tego Hayboecka co trzeba – mruczy brunetka.
Pukanie do drzwi.
-Otworzę! - krzyczy Michi niosąc Thomasa na rękach. - Siema!
Na korytarzu Hayboeck i Gregor przybijają rączkami swoich zdezorientowanych synów piątki i różne dziwne przywitania.
-Ej Tyśka! - Schlieri wchodzi do kuchni. - O, cześć trenerze! Tycha, bo Sandra zostawiła mnie z Maxem, więc musiałem go zabrać ze sobą! Zajmiesz się nim chwilę?
-Ależ jasne! - prycha brunetka. - Przecież mam za mało dzieci na głowie.
-Super! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć!
I podaje jej chłopca na ręce. Dziewczyna przewracając oczami wychodzi z kuchni, a zaraz za nią Megi, która po drodze zabiera Michiemu Thomasa z rąk.
Po drodze do pokoju Tysia otwiera drzwi Morgiemu.
-Cześć Tyśka! Kris jest w pracy, więc musiałem zabrać Lily! Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko!
-Otworzymy przydomowe przedszkole – śmieje się Megi.
-Chodź Skarbie – Tysia bierze Lily za rękę i prowadzi do salonu. - Musisz się trzymać z dziewczynami, bo z facetami to różnie bywa. A im starsi tym gorsi. Ci w pieluchach nie są tacy źli.
-Ma kolorowanki w plecaku! - krzyczy za nimi Morgi i wchodzi do kuchni.
Po jakimś czasie pojawia się Manuel, Stefan i Didl. Na szczęście oni nie przyprowadzili ze sobą żadnych dzieci. Odrobinę spóźniona wpada Sara z Timem i Felixem, którzy odbierali ubrania od sponsorów i możemy zaczynać.
-Dzieciaczki! - zaczynam z uśmiechem. - Przed nami najpiękniejszy czas!
-Gwiazdka! - wykrzykuje Didl.
-Gwiazdki to chyba ty masz w głowie – prycha Fettner.
-Nie mam!
-To zaraz będziesz miał, jak się nie zamkniesz!
-Kochani... - zaczynam biorąc głęboki oddech. - Naprawdę, nie powinniśmy się kłócić w tym niesamowitym okresie...
-Naprawdę zaczyna brzmieć jak gwiazdka – mruczy Hayboeck.
-No przecież mówiłem – krzyczy z wyrzutem Diethart.
-Czy ty masz gdzieś ściszające pokrętło? - pyta Gregor.
-A co, główka boli? Kacyk?
-Taa, pieluchowy – mruczy Schlieri.
-Kiedy poznamy dziewczynę Didla? - wypala nagle Kraft.
-O właśnie! - wykrzykuje Morgi.
-Nie przedstawie jej wam...
-Bo nie istnieje! - rechocze starszy z Thomasów.
-Co ty tam możesz wiedzieć! - denerwuje się Diethart.
-Na pewno towarzystwo normalnych osób by jej dobrze zrobiło – zauważa Gregor. - Nie możesz ograniczać jej towarzystwa tylko do ciebie!
-Normalnych osób?! A zatem wy odpadacie!
-Kochani! - wykrzykuję. - Chciałem porozmawiać z wami o wiązaniach.
-O wiązaniach? - dziwi się Hayboeck. - Przecież to działka Tima i Felixa! Z nimi niech trener rozmawia. Wracając do dziewczyny Didla...
-Oj dajcie spokój! - krzyczy Sara. - Ja ją widziałam!
W kuchni zapada cisza.
-Kłamiesz – rzuca Gregor.
-Cichooooo – syczy Kraft. - Kiedy? Jak wygląda?
-Jest bardzo ładna – wzrusza ramionami fizjoterapeutka. - Nie wiem kiedy... Z dwa tygodnie temu?
-Bardzo ładna? - dziwi się Morgi. - Dziewczyna Didla?! Niemożliwe...
-Eeej! A co to niby miało znaczyć? - oburza się Diethart.
-No domyśl się...
-No widzi trener...
-Cisza! - krzyczę, próbując uspokoić cały tłumek. - Myślę, że chłopcy mają rację!
-Że jestem brzydki?!
-Piątka trenerze! - wykrzykuje Michi i wyciąga rękę, w którą chwilę później uderzam.
-Nie! Że powinniśmy ją poznać!
-Ale ja nie chcę...
-Wstydzisz się jej? - pyta podejrzliwie Fettner. - Ma grzybicę? Łuszczycę? 6 palców u stóp?
-Fettner, na Boga! - wykrzykuję.
-Tak tylko pytam no... No chyba nie jest zazdrosny? Ci tu mają dzieci, ja mam narzeczoną, a Stefan świata poza Sarą nie widzi!
-Okej! Przyprowadzę ją! - mruczy Didl. - Ale jeden głupi tekst i popamiętacie mnie do końca życia!

niedziela, 14 grudnia 2014

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 9/10 stycznia 2016

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 9 stycznia 2016, 20:49

-Ja pierdolę.
W pokoju zapada cisza i oczy wszystkich zwracają się na Michiego pochylonego nad komórką.
-Przepraszam, ale ja muszę wyjść.
-Bo?
-Tyśka właśnie wymyśliła, że pójdzie biegać. O 21. W ciąży. W obcym mieście. Oszaleję z tą dziewczyną.
-Sandra ma takie zachcianki żywieniowe, że na pewno poziomem wkurwiania przebija Tyśkę – śmieje się Gregor.
-Ah tak? - dziwi się Michi. - Czy Sandra zaczyna płakać co 10 minut i krzyczy, że to twoja wina?
-Nie. Ale czy Tysia żąda na kolację ryby z puszki polanej miodem?
-Nie. Za to woła mnie, a kiedy pytam o co chodzi krzyczy, że już nieważne i sama sobie poradzi. Potem idzie cała litania o tym, że tyle ze mnie pożytku w domu i że sama sobie taki los zgotowała.
-Jaqueline całą drugą ciążę twierdziła, że dziecko nie jest moje – wtrącam wesoło.
Wszyscy spoglądają na mnie zdziwieni.
-I trenera to bawi? - pyta niepewnie Kraft.
-Taki żart no... - próbuję tłumaczyć.
-Trener z Jaqueline to jednak dobrze dobrany jest – śmieje się Morgi. - Jedno dziwniejsze od drugiego.
-Nie wiem o co chodzi, ale uznam to za komplement. Michael, leć do Tyśki, przemów jej do rozsądku i wracaj!
Blondyn zbiera się z łóżka na którym siedział między Gregorem i Fettnerem i wychodzi z pokoju.
-Na czym to skończyliśmy? - pytam Sarę.
Poprzedniego wieczoru urządziliśmy sobie z Sarą, Timem i Felixem bardzo przyjemną odprawę sztabu, na którym Sara notowała wszystkie nasze uwagi względem zawodników. Było dużo śmiechu, opowiadałem anegdoty, Sara trzy razy chciała sobie strzelić w łeb, a Felix zasnął w połowie omawiania Didla, bo jak stwierdził pokłócił się z Gregorem i ten odmówił udostępniania mu RedBulla. Bzdura, nie wyglądają na pokłóconych. Moja wrodzona trenerska intuicja podpowiada mi, że po prostu nie był zainteresowany kłamczuch jeden!
-Gregor źle wygląda w seledynowym kombinezonie – Sara czyta kolejny punkt.
-O to, to, to! - wykrzykuję wymachując ręką. Fettner i Kraft uderzają się otwartymi dłońmi w czoło.
-Chciał trener kiedyś wiedzieć co to facepalm – śmieje się Sara. - To właśnie było to!
-O co wam chodzi? - pytam niezadowolony. - Przecież zależy nam na pozytywnym wizerunku kadry!
-Pozytywny wizerunek kadry opiera się na przykład na tym, żeby Gregor nie skakał w kombinezonie w króliczki bez głowy, a nie na kolorze – tłumaczy spokojnie Tim.
-Króliczki bez głowy? - powtarzam zdziwiony. - Przecież to brutalne! Nasze zawody oglądają dzieci! Ale na przykład takie króliczki z głową...
-Nie będę skakał w kombinezonie w króliczki – protestuje Gregor.
-Schlieriego lepiej w kampanie dla dzieci nie ładować – popiera kolegę Morgi. - Lily chciał pomóc i co z tego wyszło?
-Została przewodniczącą!
-Bo Fettner rozdał dzieciom swoje zapasy z Mannera!
-Rozdałeś dzieciom swoje słodycze? - pytam Manuela, a on potwierdzająco kiwa głową. - Jestem z ciebie taki dumny! Dostaniesz honorowy order Heinza Kuttina!
-A co to daje?
-Nic. Po prostu będziesz miał order.
W tym momencie drzwi otwierają się z hukiem i wpada Michi. Dopada do swojej walizki i wyciąga z niej grube dresowe spodnie.
-Gdzie idziesz? - pytam uprzejmie.
-Biegać z Tyśka – mruczy wciągając spodnie na nogi.
Wszyscy rzucamy mu pytające spojrzenia.
-No co? Przecież nie puszczę jej samej! Nie dość, że jest moją żoną, to jeszcze ma przy sobie moją córkę!
-Tłumaczyłem ci, że jest za wcześnie, żeby stwierdzić czy to chłopiec czy dziewczynka – Morgi przewraca oczami.
-Chyba lepiej wiem, co robiłem, tak? - pyta go Michi nakładając grubą kurtkę.
-Chyba że nie ty robiłeś – podśpiewuje pod nosem Didl.
Hayboeck jednym susem pokonuje dystans między nim a Diethartem, łapie młodszego z Thomasów za bluzę i lekko unosząc przyciska do ściany.
-Mówisz o mojej rodzinie. Jeszcze jedno słowo, a cię tak załatwię, że do końca życia będziesz rzecznikiem prasowym reprezentacji Kazachstanu. Zrozumiałeś?
-Nie unoś się tak – Didl próbuje obrócić sytuację w żart i rozluźnić uścisk blondyna na swojej bluzie, ale nic z tego; Hayboeck ma dużo więcej siły. - Nic trener nie zrobi? - pyta mnie.
-Nic nie widziałem – uśmiecham się promiennie. - Akurat Sara mnie tu zagadała.
Dziewczyna prycha śmiechem, ale potwierdzająco kiwa głową.
-No nie widzi trener, co on robi?!
-Takie tam wasze zabawy – rzucam pogodnie. - Michi wędruj do Tysi. Tymczasem mamy do omówienia kolejny problem! Jak usiądziemy w samolocie?!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 stycznia 2016, 15:23


Kraft ładuje się na belkę i uważnie mi się przygląda. Spoglądam na odczyty wiatru. Są bardzo obiecujące! Z radością sygnalizuję zgodę na rozpoczęcie najazdu i włączam kamerę. Rozpędza się i... świetne wybicie! Szkoła Heinza, nikt nie zaprzeczy!
Szybko przenoszę wzrok na ekran i serce mi zamiera. Kraft bezwładnie osuwa się po zeskoku. W którym momencie zdołał upaść?! Nie wiem, nie widziałem bo akurat gratulowałem sobie w myślach wspaniałej techniki.
Oh Heinz, co żeś uczynił?!
Cały czas oglądam akcję na ekranie. Na rozbieg wbiega Sara i ratownicy. Dobrze, szybka reakcja.
Ale zaraz... to nie jest Sara.
-Co tam do cholery robi Tysia?! - wykrzykuje obok mnie Stoeckl.
Biorę do ręki krótkofalówkę i łączę się z moją fizjoterapeutką.
-Sara, co jest?
-Przepraszam! - słyszę, że dziewczyna jest roztrzęsiona. - Ja spanikowałam! Zamurowało mnie, a Tysia widząc, że nie reaguję sama tam pobiegła.
-To biegiem za nią! - krzyczę zdenerwowany.
Spoglądam na Stoeckla obok mnie.
-Miała się oszczędzać – mruczy niezadowolony.
-To tylko jeden...
-Odpowiadam za nią!
-Jest dorosła – próbuję go przekonać.
-Związek jak tylko usłyszał o ciąży chciał ją zesłać na urlop, ale się uparła! Jest tu na moją odpowiedzialność i miała się nie wychylać!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 stycznia 2016, 20:56


-Alex, wiesz gdzie spotkamy Tysię? - pytam wesoło Stoeckla, gdy ten otwiera nam drzwi. Zaraz za mną stoi Kraft z ręką na temblaku i Sara.
-To chyba nie jest...
-Daj spokój! - prycham. - Chcemy jej tylko podziękować!
Alex przez chwilę lustruje nas wzrokiem, aż w końcu wzdycha zrezygnowany.
-Regeneruje Fannemela. Pokój 236.
-Dziękuję, przyjacielu!
Ruszamy zatem do pokoju 236. Drzwi są otwarte, a z wnętrza słychać dialog po norwesku.
-Nie przeszkadzamy? - pytam wchodząc.
Wzrok Tysi i Fannemela przenosi się na nas.
-Skądże – uśmiecha się brunetka. - Krafter, już cię wypisali?
-Porobili badania i tylko rękę mam zwichniętą. Tak przy okazji to gratuluję zwycięstwa – brunet zwraca się do Fannemela, który uśmiecha się szeroko na samą myśl.
-Przepraszam cię Tyśka – zaczyna nieśmiało Sara. - Ja spanikowałam. Pewnie masz teraz kłopoty...
-Co ty! – prycha śmiechem brunetka. - Co prawda Alex mnie uziemił niczym prawdziwy ojciec, ale z Fannemelem więc to żadna kara. Gorzej jakbym miała tu siedzieć z Hilde.
Anders zaczyna się śmiać, a brunetka skupia swój wzrok na mojej fizjoterapeutce.
-Nie bój nic. Przy moim pierwszym upadku pomagało mi dwóch innych fizjoterapeutów. Co prawda, ja też pobiegłam, ale nie byłam sama. Każdemu się mogło zdarzyć! Uszy do góry i więcej pewności siebie.
-Więc nie masz mi za złe...
-A skąd! Ale wiesz, że masz wobec mnie dług?
-Jasne...
-I właśnie teraz możesz go spłacić! Zastąp mnie na pół godziny, a ja pójdę z Krafterem na gorącą czekoladę!
Sara uśmiecha się szeroko i wędruje na miejsce Tyśki.
-Fanni...?
-Cały czas tu byłaś, wiem co mam mówić – śmieje się blondyn.
-Mój człowiek! Heinz, idziesz?
Gorąca czekolada z łamagą i największa kłamczuchą FISu? Jakże mógłbym odmówić?!

niedziela, 7 grudnia 2014

Nowość?

więc tak.
zlikwidowałam Mię (brzmi jakby ją zabiła. wait!), Wronkę i Julkę też.
trochę mnie męczyła sielankowa atmosfera i wieczne wygłupy.
przepraszam wszystkich, którzy czytali. może kiedyś dopiszę zakończenia i wam roześlę ;)
o ile je wymyślę, bo w pewnym momencie straciłam wątek.
została Tysia i został Heinz - moje dzieci niemalże.
Heinza, of course, będę kontynuować.
i stworzyłam to:
http://tellherwhy.blogspot.com/
będzie smutno, będzie źle, być może nie będzie happy endu, będzie za to wyciskanie łez.
liczę, że Wy też będziecie.
dwa opowiadania, that's it.
love,
Z.

środa, 3 grudnia 2014

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 3 stycznia 2016

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 3 stycznia 2016, 17:36

Łooo matulu, jakie odprawy sztabów szkoleniowych są nudne.
Siedzimy tu już drugą godzinę. Sara, mądra dziewczyna, zabrała ze sobą sudoku, wiedziała że Walter będzie chrzanił od rzeczy, więc ma co robić. Ja dla kontrastu nudzę się jak mops. Jedynie czasami podpowiadam Sarze, ale ta chwilę temu stwierdziła, że ja chyba nie wiem o co chodzi w sudoku.
Jak można nie wiedzieć o co chodzi w sudoku?! Toż to taka krzyżówka, tylko wszystkie hasła są trzyliterowe. Prawda? Spytam Tysi.
Tak, ona też tu jest. Ona też jak widać wygrała w sztabie konkurs na to kto pójdzie z trenerem słuchać litanii Hofera.
Siedzi obok Stoeckla i ukradkiem zasłania dłonią usta, żeby nie było widać jak ziewa. Pod stołem widzę jakieś babskie pisemko, które od dobrej godziny kartkuje.
'Czy w sudoku chodzi o to, żeby wpisywać trzyliterowe hasła?'
Wyślij.
Obserwuję dziewczynę, która po chwili podnosi z kolan telefon i odczytuje wiadomość. Zaraz potem rzuca mi pełne politowanie spojrzenie.
'Nie, chodzi o to, żeby wpisywać cyfry.'
'Cyfry? A niby skąd mam wiedzieć jakie?!'
Tysia uśmiecha się pod nosem.
'O to właśnie chodzi w tej grze.'
To mi teraz wytłumaczyłaś, nie ma co.
Po chwili zauważam, że uśmiecha się triumfująco i pokazuje Schusterowi, który siedzi obok niej, coś ze swojej gazety. Ten robi wielkie oczy i po chwili zaczyna się śmiać. Jakby tego było mało na sam koniec wzrok obojga pada na mnie.
-Co jest? - słyszę szept Stoeckla, więc brunetka i jemu pokazuje ten sam artykuł. Jego reakcja jest niemal identyczna jak niemieckiego szkoleniowca.
Tysia podnosi nieco wyżej telefon i robi zdjęcie gazety, którą trzyma na kolanach. Zaraz potem mój telefon zaczyna wibrować.
Otwieram mmsa i o mało nie dostaję zawału. Na zdjęciu jest Andreas Wellinger trzymający za rękę Sophie Kuttin. Moją malutką Sophie! Moje dziecko!
-Prędzej Hoferowi opalenizna opadnie, niż ja się na to zgodzę! - wykrzykuję wstając gwałtownie.
Ryk śmiechu, który pochodzi z części gdzie siedzą Norwegowie i Niemcy przechodzi wszelkie dopuszczalne granice decybeli.
-Słucham? - pyta zszokowany Walter.
-Nie pozwolę, żeby moja córka spotykała się z Wellingerem!
-Ale ja mówiłem, akurat o powierzchni reklamowej na kasku...
-W dupie mam twoją powierzchnie reklamową! Dawać mi tu Wellingera!
-Może najpierw porozmawiaj z Sophie? - proponuje spokojnie Schuster.
-Dobra, Sophie też mi tu możecie dać! Obojgu naraz wybije te głupoty z głowy!
-Dowiem się wreszcie o co tu chodzi?! - pyta zdezorientowany Hofer. - Niemcy i Norwegia, dobrze się bawicie?
-Jak nigdy wcześniej na odprawie – odpowiada rozpromieniony Stoeckl.
-Miliony raz słyszeliśmy już o powierzchniach reklamowych, może już odpuśćmy? - rzuca nieśmiało Tysia.
-No wiesz! I ty Hayboeck przeciwko mnie?! - bulwersuje się Walter. - Niech wam będzie! Ale żeby potem płaczu nie było, że czegoś nie wiecie!
Wszyscy ruszają do wyjścia. Po drodze mija mnie biegnąca Tysia z telefonem przy uchu.
-Czerwony alarm. Znajdźcie Wellingera zanim Heinz to zrobi!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 3 stycznia 2016, 18:10

Są. Oboje. A raczej wszyscy! Na kanapie siedzi moja Sophie, obok niej Wellinger. A wokół kanapy Megi, Kris, Sandra, Sara i co najgorsze: moja żona! Cholerne zawody w Innsbrucku, mają tu baby za blisko! Są też chłopcy, ale oni tylko przyglądają się z zainteresowaniem, a nie robią za ochronę.
-Teraz będziecie się tłumaczyć! - wykrzykuję ruszając agresywnie w ich kierunku.
Nagle nie wiadomo skąd, między mną a nimi pojawia się Tysia.
-Łooo, nie tak szybko!
-A ty co?! - próbuję ją ominąć, ale ona znowu zastępuje mi drogę.
-Nie radziłbym się z nią szarpać – informuje mnie znudzonym tonem Michi.
-Wiem, jest w ciąży!
-Ciąża jak ciąża, ona po prostu odda trenerowi trzy razy mocniej!
-Potwierdzam! Znam ten ból z autopsji – rzuca Kraft. - Ahh, to były czasy!
-Chcę porozmawiać z córką.
-To ja już pójdę! - proponuje Wellinger i podnosi swój kościsty tyłek z kanapy.
-Siadaj!
Posłusznie opada na siedzenie. Jego mina nie wskazuje na nic dobrego.
-Reszta wynocha!
-Żądam adwokata! - krzyczy Andreas. - Nie wiem, Schustera, Tysię, kogokolwiek...
-Schuster ci w starciu z naszym trenerem nie pomoże – prycha śmiechem Morgi i zabiera pod rękę Kris.
-Tyśka, zabieraj się stąd! – nakazuję.
-Nie możesz na mnie krzyczeć! Ja jestem w ciąży!
-Ja chcę, żeby Tysia została! - oznajmia piskliwym tonem Sophie.
-Tak jest! Moja dziewczynka! - brunetka przybija piątkę z moją córką. - To ja bym chciała, żeby została Sandra!
-To nie jest koncert życzeń! - wrzeszczę.
-Ja jednak pójdę... - mruczy Wellinger.
-Siadaj na dupę – Tysia jednym ruchem ręki ściąga chłopaka z powrotem na kanapę. - Sandra? Zapraszam!
Blondynka usadawia się między mną a Sophie.
-Co to ma na celu? - pytam zirytowany.
-Może chociaż jedno z nich przeżyje – oznajmia Sandra z szerokim uśmiechem.
Biorę głęboki oddech.
Spokojnie Heinz, to przecież nic takiego. Nic takiego, poza tym że ten nieodpowiedzialny dzieciak spotyka się z twoją malutką, 18-letnią córeczką. I może jej kiedyś zrobić krzywdę!
-Jak długo to trwa?
Sophie spogląda na dziewczyny, ale te dają jej znak, żeby spokojnie na wszystko odpowiadała.
-Sześć... Siedem tygodni.
O mało nie dostałem zawału, bo myślałem że powie miesięcy.
-A wy moje drogie jak długo o tym wiecie? - pytam dziewcząt siląc się na uprzejmość.
-Sześć... Siedem tygodni – prycha śmiechem Tysia.
Ah bawi cię to?!
-Jakim cudem?! - wykrzykuję.
-Ja cały czas siedzę w Innsbrucku i Sophie czasem do mnie wpada – wzrusza ramionami Sandra. - Tysia z kolei wie od Andiego.
-A mama?
-Mama też o wszystkim wiedziała.
Moja rodzina się mnie wyrzekła. Oddychaj Heinz. Wychowałeś żmije na własnej piersi.
-Heinz... - zaczyna niepewnie Tysia. - To tylko szczeniacka miłość.
-Czyżby?! - atakuję ją. - On jest od ciebie młodszy tylko o 4 lata! Pewnie za chwilę, też będzie chciał zakładać rodzinę.
-Ja nie... - jąka się Wellinger.
-Milcz! - krzyczę, a pomiędzy nami staje Tysia.
-Uspokój się! Nic się przecież nie dzieje! Ja w wieku 21 lat nie myślałam o dzieciach!
-Tu nie trzeba myśleć! Wystarczy działać! Akurat ty powinnaś wiedzieć jak się robi dzieci!
-Nie przeginaj! - ostrzega go Sandra.
-W gazetach już o nich piszą!
-Bo Welli to sportowiec, nastolatki na niego lecą i interesują się jego życiem – wyjaśnia ze spokojem blondynka.
-Nie mam zamiaru oglądać mojej córki w gazetach!
-To ich nie czytaj – proponuje Tysia.
Biorę głęboki oddech.
-Jeszcze nie skończyliśmy – informuję całą czwórkę.
-Będziemy gotowi – odpowiada mi z pełną powagą Sandra, ale widzę, że ledwo się powstrzymuje, żeby nie parsknąć śmiechem.
Odwracam się na pięcie i ruszam w kierunku wind.
I mimo całej powagi sytuacji, to całkiem zabawna ta nasza wojenka.