sobota, 26 grudnia 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 23 września 2016

Ok. Wiem, że mnie nienawidzicie.
Z moich dokładnych danych wynika, że byłam tu ostatnio 22 czerwca. Żenua, przez duże Ż.
Musicie mi wybaczyć słabość poniższego tekstu, ale niektórzy już mi grozili (siema, Ems!), a poza tym chcę się z powrotem wprawić w pisanie, żeby coś się pojawiało z większą regularnością :)
Więc potraktujcie to jako rozgrzewkę i nie krytykujcie za mocno ;)
Poza tym chciałabym się Wam pochwalić że w Wiśle przeżyłam bardzo inspirujące spotkanie! Zgadnijcie z kim? Imię ma na H, a nazwisko na K <3 Tak, tak! AŻ przechodził obok mnie! 
Aha, Hayboeck nie umie tańczyć Macareny, potwierdzone info! Możecie mi zaufać!
Na koniec pozdrawiam serdecznie Em i Asiełe, moje towarzyszki zbrodni wszelakiej, niech szyja Wanka będzie z Wami! Widzimy się za 26 dni! Ściskam mocno <3

Z.



Z pamiętnika Heinza Kuttina, 23 września 2016, 16:17


Wdech i wydech. Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Dasz radę Heinz. Dasz radę! Co z tego, że on tu jest? Oczywiście, że tu będzie! Przecież jest twoim asystentem! Może czas to zmienić?
Nie!
Tysia zrobiłaby mi największą awanturę XX wieku. A nie, przepraszam. XXI wieku. Jeden pies. Co ja poradzę, że działa mi na nerwy, hmm? W sensie Kofler, nie Tysia. Chociaż ta też nie lepsza. Ciągle się obraża, krzyczy że jestem dziecinny i każe się zachowywać jak na dojrzałego trenera przystało. Łatwo jej mówić! To nie jej dziecko padło ofiarą napaści seksualnej! A może nie było seksu? Może Gregor i reszta wcale nie mieli tego na myśli kiedy rozmawiali? Tak, wmawiaj sobie dalej.
A wracając do Tysi, to może ta mała podła żmijka robi to specjalnie? Może chce mnie do siebie zniechęcić, żebym nigdy więcej jej nie zabrał na zawody? Niedoczekanie twoje moja panno! Choćbyśmy mieli się ze sobą męczyć jak z najgorszym wrogiem, to zrobię ci na złość i będziesz musiała dalej ze mną współpracować!
O, właśnie wstaje. Po co ona wstaje? Przecież ledwo chodzi!
-Siadaj Tyśka – rzucam niechętnie.
Spogląda na mnie zaskoczona, by po chwili przybrać najbardziej zniesmaczony wyraz twarzy na jaki ją stać.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić egoisto – cedzi przez zęby i skacząc na jednej nodze podchodzi po komputera. - Zaczniemy od złych wiadomości. Fettner, twoje kolano....
Co kogokolwiek obchodzi kolano Fettnera, kiedy siedzi tu Kofler? Rzuca mi co chwile spłoszone spojrzenie. Teraz będziesz udawał niewiniątko, tak?! Już ja znam takich jak ty! Trzeba było pomyśleć zanim wyciągnąłeś ze spodni... No, zresztą ty już wiesz co wyciągnąłeś!
-Co myślisz, Heinz? - z rozmyślań wyrywa mnie Tysia.
Rozglądam się nieprzytomnie po sali i widzę kilkanaście par oczu wpatrujących się we mnie z zaciekawieniem.
-Coś się stało trenerze? - pyta wesoło Gregor.
No bo jak podejdę i walnę w ten pusty łeb to od razu sobie przypomni co się stało! I może przy okazji odnajdzie też informację jak dobrze skakać, bo ostatnio skacze tak, że Poppinger to przy nim mistrz wszechświata.
Tylko Tyśka wie, że ja wiem. Że podsłuchiwałem. To znaczy, w sumie ja nie podsłuchiwałem tylko przeprowadziłem szeroko pojętą kontrolę rodzicielską!
-Nie – rzucam w końcu. - Słuchaj Tyśki, a nie tu wtykasz nos! A ty się Diethart uczesz! Przecież wyglądasz jak siedem nieszczęść... Matka cię tak z domu wypuściła?
-Nie widziałem mamy od półtora tygodnia – odpowiada niepewnie Didl. - Od trzech dni jestem tu z trenerem, w tym hotelu. Tak jakby trener nie zauważył...
-JA WSZYSTKO ZAUWAŻAM – wykrzykuję gwałtownie wstając. - Wszystko! Więc jeśli niektórzy mają coś do ukrycia, to może powinni powiedzieć o tym na głos, zanim sam...
-Przepraszam, muszę odebrać – mruczy pod nosem Kofler machając wibrującym telefonem.
-Wracaj tu! - rzucam się w jego kierunku przy okazji potrącając dwa kubki z kawą i jedną otwartą butelkę z wodą.
-Mój kubek! - krzyczy Kraft schylając się po strącone przeze mnie naczynie.
-To tylko kubek, uspokój się – przewraca oczami Morgi.
-To jest kubek od Hofera!
Wszyscy się na chwile zatrzymują by spojrzeć ze zdziwieniem na Stefana.
-Jesteś tak przywiązany do kubka od Hofera? - pyta Tysia.
-Nie, ale jeśli się dowie że ktoś go zbił, to może się mścić...
-Mówimy o kubku – przypomina mu Michi.
-Ale mówimy też o Walterze Hoferze! - rzuca dramatycznie Gregor.
-Otóż to! - wykrzykuje Kraft. - Może kazać mnie zdyskwalifikować...
-Heinz, możesz ze mnie zejść? - słyszę spod siebie pytanie Koflera.
Dopiero zauważam, że istotnie, dzięki mojemu susowi przez stół wylądowałem na nim, tym samym uniemożliwiając mu wyjście z sali.
-Kto dzwonił?!
-Słucham?
-Chcę wiedzieć kto dzwonił – odpowiadam jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem.
-Twoje wścibstwo właśnie sięgnęło zenitu – nad nami nagle pojawia się głowa Tysi. - Powiedz mu Kofi, bo do niedzieli będzie cię o to pytał.
-Moja siostra – odpowiada niepewnie Andreas.
-Twoja siostra? - dopytuję podejrzliwie. - A nie czasem siostra mojego syna?!
-Że co?
Boże, gdybyś tylko widział jaką masz głupią minę.
-SOPHIE, MOJA CÓRKA! - wykrzykuję.
-A po co...
-Ty już dobrze wiesz po co!
Zapada cisza, przerywana co po chwilę jękami Stefana nad jego kubkiem. Cała reszta zamarła wpatrując się w nas, niepewna czy mają nas zostawić, czy próbować rozdzielić.
-Sophie nie jest taka głupia, żeby do mnie...
-Jakoś była na tyle głupia, żeby zrobić to co zrobiła – zauważam wstając.
-Przecież w sumie nic się nie stało... - mruczy niepewnie Didl.
-Przepraszam bardzo – rzucam – ale czy ja dobrze rozumiem, że o tym niesamowitym wyczynie wiedzieli wszyscy poza mną?!
-... I podstawi ten swój wieszak...
-Na litość boską, Kraft! - wykrzykuje Tysia. - Sepp cię nie zdyskwalifikuje za kubek, opanuj się!
-Co ty tam wiesz? Zbiłaś kiedyś kubek od Hofera? - lamentuje dalej Kraft. - Oni są z Seppem w zmowie! Przecież z jego kontenerka się już nie...
-Zrobiłeś Sophie krzywdę! – celuję w przerażonego Koflera palcem.
-No krzywdą to ja bym tego nie nazwał – rechocze Morgi i przybija sobie z Michim piątkę.
-Siadasz na ławce Morgen – warczę i podnoszę za bluzę Andreasa.
-My nie siadamy na ławce, pomyliły się trenerowi...
-NIC MI SIĘ NIE POMYLIŁO! Choćby Tyśka miała skakać, to ty nie wystartujesz!
-A ja akurat skoczę z dziką rozkoszą – informuje polka nalewając sobie herbaty. - A wcześniej jeszcze strzelę sobie w łeb, żeby mieć pewność, że po wszystkim nie będę musiała was znowu znosić.
-Dlaczego nikt nie jest po mojej stronie? - dziwię się.
-Bo nic złego się nie stało? - proponuje Gregor siadając na stole obok Tysi.
-A seks?!
-A kto mówi o seksie? - uśmiecha się pogodnie Morgi.
-No jeśli mam być szczery, to ja... - mruczy Kofler niepewnie podnosząc rękę.
-Ja myślałem, że Diethart w tej kadrze jest głupi – wtrąca się Fettner – ale ty Kofi właśnie strzeliłeś sobie z armaty w kolano! Morgen cię już prawie za uszy wyciągnął!
-Nie jestem głupi – oburza się Thomas.
-Fakt, jak na świnie to całkiem bystry z ciebie wieprzyk, ale... - zaczyna Gregor.
-Koniec śmieszkowania! - rzucam rozwścieczony. - Dlaczego nikt nie traktuje mnie w tej kadrze poważnie?
-Bo straszny z trenera plotkarz...
-Trochę nieracjonalnie trener myśli...
-Bo na podwieczorek każe nam trener jeść pudding, a jednak nie to samo co budyń...
-Ostatnio w ramach treningu graliśmy w Monopoly...
-To akurat przez Tyśkę!
-A co ja takiego zrobiłam?
-Nie byłaś w stanie utrzymać równowagi, więc musieliśmy ćwiczyć na siedząco!
-Jest milion ćwiczeń na siedząco!
-Myślicie, że Hofer pozwoli mi skakać w następnym konkursie?
-Nie, wyślemy mu anonimową wiadomość, żeby sprawdził stan porcelany w naszej kadrze – ironizuje Gregor.
-Sedesy też? - dopytuje Diethart.
-Rozmawialiśmy chyba o mojej córce! - zauważam zirytowany.
-No jeśli wozisz ze sobą tak rozbudowany sanitariat...
-SOPHIE! Coś wam to mówi?
-Ale o czym mamy rozmawiać, skoro Koflera tu nie ma? - pyta pogodnie Tysia i bierze łyka herbaty. - Nie Didl, sedesy się nie liczą.
-Jak to...?
Ale Tysia ma rację. Rozglądam się dookoła, ale spoglądają na mnie tylko moje dzieciaczki i jedna rozczochrana polka z nogą w gipsie.
Szanowni państwo, Andreas Kofler zniknął.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 19-22 września 2016

Ehh. Przepraszam. Tak naprawdę.
Kompletnie nie miałam weny.
Rozdział, który właśnie dodaję, tez nie jest mistrzostwem, ale już było mi tak głupio, że chciałam dodać coś dla tych, którzy dzielnie czekają od... trzech miesięcy? Urgh. Bo są jeszcze tacy, prawda?
Obiecuję poprawę!
Ściskam, 
Z.
(wiecie, że LGP już za chwilę?! jaranko max!)

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 19 września 2016, 11:06


-Nie chcę być niemiła Heinz, ale to naprawdę nie jest najlepszy moment – mruczy Tysia nawet na mnie nie patrząc. Energicznym ruchem rozciąga kolejną malutką bluzkę któregoś z bliźniaków na desce i zaczyna ją prasować.
-No właśnie widzę, że zalatana jesteś...
-Muszę zdążyć zanim Michi wróci z bliźniakami. Jak wrócą to już nic nie zrobię.
-Ale ja tylko chciałem spytać...
-Podasz mi spodenki? Którekolwiek z tego stosu – brunetka wskazuje palcem na górę ubrań rzuconych na kanapę.
-Chociaż bardziej chciałem cię prosić niż spytać...
-Cholera jasna! Przecież ja zabije Michiego! Ile razy można prosić żeby wyciągał chusteczki z kieszeni przed praniem?! No ale mów... Co tam ode mnie chciałeś?
Strzepuje bluzkę z siłą godną strongmana. Na chwilę milknę, ale widzę że patrzy na mnie wyczekująco, więc zbieram się w sobie i ponawiam próbę.
-Chciałem cię prosić, żebyś pojechała z nami na zawody.
Tysia unosi pytająco brwi i sięga po kolejną koszulkę Thomasa.
-Po co? Mam w domu telewizor, gdybyś nie zauważył.
Uśmiecham się ojcowsko. Oj, głupiutka Tysia. Nic nie rozumie.
-Nie chcę żebyś pojechała tam w celach turystycznych, tylko do pracy.
-Moja praca jest tu. W Innsbrucku – dodaje stanowczo.
A jakże. Wiedziałem, że łatwo nie będzie. Chyba będę musiał się zacząć płaszczyć.
-Tysiunia... - zaczynam słodko, a ona od razu przewraca oczami. - Posłuchaj mnie skarbie... Sara musi przejść zabieg i nie może jechać z nami.
-W związku jest pierdylion innych fizjoterapeutów.
-Ale żaden z nich nie jest tak dobry jak ty – uśmiecham się promiennie.
-Bujda na resorach – mruczy brunetka i sięga po sukienkę Leny. - Co ja według ciebie mam niby zrobić z bliźniakami?
-Zabrać ze sobą!
-Ty chyba na głowę upadłeś! - prycha niezadowolona dziewczyna.
-To może Alex się nimi zajmie...?
-Alex nie jest ich ojcem, nie mogę mu ich podrzucać co drugi dzień!
-To może Stefan?
-Cześć Tysia! - słyszymy z przedpokoju.
-Cześć Słońce!
-O trenerze... - uśmiecha się Michi wchodząc do salonu i ściska moją dłoń. - Co tu trener robi?
-Udowadnia, że zasługuje na tytuł idioty roku – mruczy brunetka wyłączając żelazko. Blondyn rzuca jej pytające spojrzenie. - Chce, żebym pojechała na zawody.
-Ah to – przypomina sobie Hayboeck. - Sorry, mówiłem że się nie zgodzi. W każdym razie! Dzieciaki zaszczepione, byłem jedynym dumnym tatą w przychodni! Reszta same mamy! Byś widziała Tysiunia, jak one na mnie patrzyły! Na pewno w myślach przeklinały swoich facetów, że nie są mną, gwarantuję ci to...
Heinz Kuttin tak łatwo się nie poddaje! Justyno Hayboeck, pojedziesz ze mną na zawody, choćby ni wiem co.


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 21 września 2016, 10:02


Powiedzieć, że jest zła, to naprawdę urocze niedopowiedzenie. Ale cóż ja biedny człowiek w potrzebie mogłem zrobić? Potrzebowałem fizjoterapeuty, więc powędrowałem do prezesa i o tym przebąknąłem. Jak również o tym, że Tysia była świetnym pracownikiem. A potem wszystko już się potoczyło samo. Ileż ta mała kobietka ma w sobie siły i gniewu! Wleciała jak burza do prezesa, opierdoliła jego za ustalanie za jej plecami, mnie za mataczenie, a Diessa za to, że jej nie bronił. Na koniec rzuciła coś o tym, że wróci do Norwegów, bo tam przynajmniej pytali ją o zdanie i trzaskając drzwiami wyszła. Diess stwierdził, że jej przejdzie. Cóż. Nie przeszło.
Z nienawiścią zabrała ode mnie kadrową bluzę, narzuciła ją na siebie i poszła usiąść z Gregorem. Postanowiłem spróbować załagodzić nasz konflikt i ochoczo powędrowałem za nią.
-Tysiunia...
-Nie.
-Ale...
-Powiedziałam nie.
-Gdzie bliźniaki?
-Zostały same w domu, umrą z głodu, obsrają sobie pieluchy i będą w tym leżały aż do niedzieli. A to wszystko dzięki tobie!
-No przestań.
-Nie interesuj się.
-Gdzie do cholery jest Didl? - pyta Kofler, który pojawił się nagle nie wiadomo skąd.
-Akurat biorąc pod uwagę nastawienie Tysi, to może już go gdzieś zabiła i zakopała – rechocze Gregor.
-Nie zdążyłam – burczy dziewczyna. - Ale istotnie, on pójdzie na pierwszy ogień. Chociaż nie! Pierwszy będzie wasz pseudo trener!
-Jak ja za tobą tęskniłem! - wzdycha Schlieri. - Z nikim nie porozmawiasz tu tak od serca, jak z tobą...
-A ja widziałem Didla – oznajmia Kraft. - Był z Evą.
-Jak to 'był'? - pyta Michi siadając obok swojej żony.
-No bo gdzieś poszli. I rozglądali się, czy nikt nie widzi, że idą – wzrusza ramionami Stefan.
-Na pewno wdychają zakazane substancje! - krzyczy zaaferowany Morgi. - Kreta!
-Kret nie jest zakazany – prycha Gregor. - Kupisz go w każdej drogerii! Jak na moje to wdychają Domestosa.
-A tego to niby nie kupisz wszędzie? - ironizuje Morgen.
-Domestos jest klasę wyżej niż Kret, tylko lepsze drogerie go sprzedają!
-A ja myślę – zaczyna Michi – że poszli robić to co świnie robią przy zamkniętym chlewiku!
-O fuuuuuuuj – rozlega się dookoła.
-Małe warchlaki nam tu będą patatajać – umiera ze śmiechu Fettner.
-Nie wiem, czy wolałbym żeby odziedziczyły inteligencję po niej czy po nim – zastanawia się Stefan.
-I jeden i drugi wariant jest niebezpieczny – zauważa Kofler.
-Za 10 minut zamykają nam odprawę, niech ktoś ich poszuka – zarządzam. - Fettner i Morgen, wy pójdziecie! Wam najmniej głupich pomysłów wpada do głowy! Reszta za mną! Tysiunia, pójdziesz ze mną dzisiaj na odprawę do Hofera?
Brunetka odwraca się do mnie i uśmiecha szeroko. Już mam nadzieję, że jej przeszło, ale wtedy zauważam dwa środkowe palce, które wyciąga w moją stronę. Następnie zawraca i ujmując wyciągniętą dłoń Michiego rusza do odprawy.
Oj, najbliższe dni zapowiadają się naprawdę ciekawie.


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 22 września 2016, 12:13


Założyła koszulkę z napisem 'Alex Stoeckl najlepszym trenerem na świecie'. Naprawdę. I prowadzi w niej trening! A ja jestem tuż obok! Serduszko moje cierpi! Pytałem Michiego skąd ją ma, to powiedział że po wygranej Norwegów w Pucharze Narodów zafundowali sobie takie koszulki. Miły gest. Moi skoczkowie też mogliby o czymś takim pomyśleć. Ale zakładanie tej koszulki na trening naprawdę mogła sobie odpuścić! Ale jest zła, lepiej niech nosi niemiłe koszulki niż miałaby mi skręcić kark przy prezentowaniu jakiegoś ćwiczenia.
-Didl, wyprostuj plecy bo sobie zrobisz krzywdę! - krzyczy Tyśka i podbiega do Dietharta.
-Tak się wczoraj w ubikacji zmęczył z Evą, że dzisiaj nic nie wyprostuje – rechocze Gregor kontynuując martwy ciąg.
-Nie było cię tam, więc gówno wiesz! - wrzeszczy wściekły Thomas.
-Morgen mi wczoraj opowiadał do poduszki – prycha Schlieren.
-Jak mogłeś?! - histeryzuje Didl i upuszcza sztangę wprost na stopę Tysi.
Na sali zapada kompletna cisza, a ci którzy akurat mieli swoje sztangi w górze zastygają z nimi w bezruchu.
Thomas bierze głęboki oddech.
-Ja cię tak bardzo przepraszam...
Dziewczyna wygląda na oszołomioną.
-Naprawdę, ale to ich wina! Widzisz jak mi dowalają!
-Tysia? - podchodzi do niej Kofler. - Czy ty nam tu zaraz nie zemdlejesz?
-Nie czuję lewej stopy. Nic a nic – szepcze przerażona, a następnie jak gdyby nigdy nic osuwa się na ziemię.
Michi upuszcza swoją sztangę i podbiegając do Tysi bierze ją na ręce.
-Morgen, dzwoń po karetkę – krzyczy do Thomasa i wynosi dziewczynę z sali. Za nimi wychodzą Kofler i Gregor, a chwilę później także Morgi z pogotowiem na linii.
-Ja nie chciałem! - lamentuje Didl.
-Nie łam się chłopie! - Fettner poklepuje go przyjacielsku po plecach. - Najwyżej jej amputują stopę przez ciebie!
-Przestań! - wrzeszczy Thomas, a w jego czach pojawia się histeria.
-Przepraszam, ale co to jest za przerywanie treningu? - pytam oburzony.
-Tysia zemdlała – informuje mnie Stefan.
-Ona jest usprawiedliwiona! A reszta? - krzyczę.
-No jakby sama wyjść nie mogła – mruczy Kraft przyglądając mi się niepewnie.
-Czy ja właśnie widziałem nieprzytomną Tysię? - na salę wkracza Stoeckl, a za nim jego zawodnicy.
-Znalazł się obrońca uciśnionych! - wykrzykuję zirytowany i zaczynam zbierać swoje rzeczy.
-A jego co ugryzło? - pyta Fettnera szeptem Alex.
-Tysia go wkurzyła – wzrusza ramionami beztrosko Manuel.
-I to on jej to zrobił?
-A skąd! Didl ją załatwił! Jednym ciosem, musiał by trener widzieć! Chociaż to w sumie przez Gregora, ale wcześniej zawinił Morgen! A generalnie to wszystko była wina Didla, ale to Kraft go nie upilnował! Więc ciężko znaleźć winnego!
-Dom wariatów – wzdycha Stoeckl.
-Może i dom wariatów, ale za to jesteśmy wielką szczęśliwą rodziną! - rzucam zirytowany. - Dzieciaczki! Proszę za mną! Idziemy odwiedzić Tysię!
-Ale dopiero co trener był zły o przerwanie...
-KRAFT CZY TY OGŁUCHŁEŚ?! Idziemy odwiedzić Tysię!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 22 września 2016, 16:17


Kroczę ochoczo szpitalnym korytarzem we wskazanym mi przez pielęgniarkę kierunku. Porozmawiam na spokojnie z Tysią, wyjaśnimy sobie wszystko i zabiorę ją do hotelu żeby odpoczęła. No bo chyba nie stało się jej nic poważniejszego, prawda? Pielęgniarka powiedziała, że ma złamaną stopę, ale można ją odwiedzić, a wieczorem może nawet zabrać. Dochodzę do sali 28A i zamieram wsłuchując się w konwersację.
-... musisz powiedzieć trenerowi, wiesz o tym – to chyba Michi.
Kto i o czym ma mi powiedzieć?
-Nie chcę – mruczy Kofler. - Przecież on mnie zabije.
-Jest taka szansa – potwierdza Tysia. - Ale prędzej czy później sam się dowie!
-Dokładnie! - wtóruje jej Gregor. - A wiesz jaka będzie wtedy jadka! Przekitramy Sophie u Sandry...
Co z tym wszystkim ma wspólnego moja Sophie?!
-... to chociaż przed opierdalaniem jej trener trochę ochłonie.
-A on w ogóle wie, że ona zerwała z Wellingą? - dopytuje Morgi.
-Z tego co mi mówiła, to nie – zaprzecza Tysia.
Że co?!
-Ale wiesz stary, jesteś od niej prawie dwa razy starszy – zauważa Michi.
-Musisz? - pyta beznadziejnie Kofler.
-Sorry...
-A ja tam rozumiem Sophie – informuje Tysia. - Po Wellindze potrzebowała prawdziwego faceta! A że akurat trafił się Kofi...
-Ej! - oburza się Andreas. - Fakty...
-Fakty są takie, że puknąłeś 14 lat młodszą dziewczynę, która przy okazji jest córką twojego szefa – informuje Gregor. - Będzie jazda...
Zabije gnoja, przysięgam.

wtorek, 17 marca 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 września 2016

Uff.
Z miesiąc mnie tu nie było, prawda? Przepraszam was bardzo, ale mój wen postanowił mi trochę porobić na złość. Przyznam szczerze, że nawet myślałam o zakończeniu Pamiętników Heinza, ale dostałam kopa w tyłek od mojego motywatora i coś mi się udało wytworzyć.
Nie jest to może szczyt możliwości, ale liczę że jako łącznik, przerywnik czy jak inaczej można to nazwać, się nada i mi wybaczycie.
Szukam cały czas mojego wena i postaram się nie robić więcej takich przerw :)
Serdecznie zapraszam Was na historię, którą zajmę się po zakończeniu przygód Diany i Fanniego (co z bólem serca muszę stwierdzić, że zbliża się nieubłaganie)

http://ironicones.blogspot.com/

Enjoy!

Z.

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 10 września 2016  20:36


To dziś. Wielki dzień, wielkie wydarzenie, wielkie, rozdmuchane nadzieje. To właśnie dziś następuje oficjalne otwarcie klubu narciarskiego, który w przyszłości ma stanowić zaplecze dla kadr juniorskich Austrii. To właśnie jest ten wielki projekt, w którym po uszy zakopała się Tysia razem z Sandrą i Diessem. Przyznam szczerze, że kamień spadł mi z serca kiedy o tym usłyszałem, bo ja naprawdę byłem pewien że chcą mi zabrać moje dzieciaczki! Nawet mi się to śniło! Tysia z dziką satysfakcją oznajmiła, że Sara wylatuje na zbity pysk i zaczęła się szyderczo śmiać! Będę to miał przed oczami do końca życia, to pewne. Nawet widok Justyny w rozciągniętej piżamie kiedy przyszedłem jej to opowiedzieć o 7:23 rano, czasu miejscowego, nie mógł tego zatrzeć!
Z drugiej jednak strony jestem zawiedziony. Tylko nie wiem czym bardziej. Dlaczego Tysia zadzwoniła do Diessa, kiedy potrzebowała trenera dla dzieciaków? To znaczy, ja wiem dlaczego bo mi tłumaczyła. Twierdzi, że nie zna nikogo lepszego kto dysponuje odpowiednią ilością wolnego czasu, a ich niezbyt kolorowa wspólna przeszłość nie powinna stawać dzieciom na drodze do sukcesu. I w sumie brzmi mądrze. Ale w ogóle nie podoba mi się ten cały pomysł z wracaniem do pracy! Przecież bliźniaki nie mają nawet sześciu miesięcy!
-Przestań się dąsać! - Jaqueline szturcha mnie lekko łokciem próbując zachować pogodną minę.
Jesteśmy właśnie na bankiecie otwierającym klub. Szampan się leje strumieniami, zjechało się mnóstwo gości, jest strasznie głośno, a Sophie jest tu z Wellingerem więc muszę być stale czujny!
-Nadal nie wierzę, że to zrobiły – burczę w odpowiedzi. - Porzuciły dzieci, skumały się z Diessem... Co się stało z moimi dziewczynkami?
-Dorosły, Heinz – moja żona chyba jest na mnie zła. Kompletnie nie rozumiem dlaczego, przecież tylko wyrażam swoje zdanie.
-Nie nazwałbym tego dorosłym zachowaniem – prycham i biorę kolejną lampkę szampana.
-Dobrze, że ty jesteś taki dojrzały... Tynka, kochanie!
Odwracam się na pięcie i widzę kroczącą do nas uśmiechniętą Martynę, a zaraz za nią Marinusa.
-Witaj Jaq! Cześć Heinz!
-Nie wiedziałem, że będziecie – zauważam wymieniając uścisk dłoni z Krausem.
-Jak mogłabym przegapić takie wydarzenie z życia mojej siostry – ekscytuje się Tynka.
-Porzuciła dzieci, zaniedba dom... - zaczynam, ale milknę pod ostrym spojrzeniem mojej żony.
-Tyśka to profesjonalistka – wtrąca się Marinus. Wywołuje tym moje niemałe zdumienie, bo przy mojej ostatniej aktualizacji danych jeszcze się nienawidzili. Wypadasz z formy, Heinz. - Zresztą taka praca w klubie to przecież nie praca na pełen etat. Poradzi sobie.
-No widzisz – uśmiecha się młoda Jankowska. - Trzeba w nią tylko uwierzyć. Zresztą Sandra też ma Maxa...
-O niej mi nawet nie mów! - wykrzykuję. - U Tyśki chociaż Alex Hayboeck ciągle przesiaduje, to się zajmie dziećmi. A Sandra? Zostawi Maxa Gregorowi, ten pojedzie na zawody i dziecko trafi do opieki społecznej...
-Nie przesadzasz czasem? - pyta podejrzliwie Tynka. - O, Tysia!
Starsza z sióstr podchodzi do nas i rzuca się na szyję swojej młodszej kopii. W tym czasie Michael ściska dłoń Marinusa i nawet obaj zdobywają się na lekkie uśmiechy. Po chwili następuje zamiana i Justyna ucałowuje w policzek Krausa, a Hayboeck ściska Tynkę. Jestem zaszokowany. I to jest naprawdę delikatne słowo.
-Gdzie macie bliźniaki? - pytam oschle.
-Sprzedaliśmy na eBayu – uśmiecha się Tysia i macha do kroczącego ku nam Stoeckla. - Alex mi nie płacił pełnej pensji jak byłam na zwolnieniu, więc z kasą krucho. Trzeba sobie radzić. Prawda, Alex?
-Szczera prawda – uśmiecha się pogodnie Stoeckl. Aż dziw, że to Austriak. Zrobił się taki strasznie norweski, że aż głowa boli. Nawet mówi z norweskim akcentem.
-Tacy jesteście zabawni? - prycham. - Michael, gdzie wasze dzieci?
-Sprzedaliśmy na eBayu – rzuca przerywając na chwilę rozmowę z Tynką i Krausem. - Jakaś rodzinna z Wiednia je kupiła.
-Siebie warci – kręcę głową niezadowolony.
Postanawiam poszukać drugiej winnej. Rozglądam się po sali w poszukiwaniu platynowego blondu.
Po drodze napotykam wzrokiem na Norwegów. Taki Tom Hilde na przykład bajeruje właśnie jakąś małolatę i jest tym tak zafascynowany, że nie widzi że ciurkiem wylewa na siebie szampana. Velta za to zauważył, bo czujnie trzymał telefon w pogotowiu i właśnie wszystko nagrywa, żeby do końca życia móc się z Toma nabijać.
Sophie siedzi z Andreasem przy barze. Przebrzydła Milka trzyma rękę na kolanie mojej córeczki! Gdyby nie to, że Jaq mnie przeszkoliła że nie mam robić wiochy to podszedłbym tam już teraz i odciął mu rękę przy samym tyłku. Ale zgodnie z życzeniem żony postanawiam to odłożyć w czasie. Zresztą Sophie też się dostanie, przecież mu na to pozwala!
Wreszcie ją znajduję! Sandra stoi z Gregorem, Didlem i jego Evą. O ile dobrze kojarzę, to blondynka nigdy wcześniej nie spotkała Evy, słyszała o niej jedynie z opowieści dziewcząt. Sądząc jednak po jej minie jest tak samo oczarowana jak jej koleżanki kilka tygodni wcześniej.
Przysięgam, jeśli kiedykolwiek uznałem że Kris przesadza z samoopalaczem, Tysia jest uzależniona od błyszczyków i pomadek, a moja Sophie jak na swój wiek robi sobie zbyt wyraziste kreski na powiekach to w tym momencie to wszystko cofam!
Eva jest tak wymalowana, że Sandra wygląda przy niej jak śmierć. Generalnie nie znam się na makijażach, w końcu jestem trenerem a nie wizażystką, ale wydaje mi się że ta tapeta do siebie nawet pasuje. Jest jej zwyczajnie za dużo. Dużo za dużo.
-Dobry wieczór dzieciaczki! - wykrzykuję na przywitanie.
-No jesteś – uśmiecha się do mnie Sandra.
-Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu – zauważam. - Nadal twierdzę, że troszeczkę się z Tysią pospieszyłyście.
-Z czym? - dziwi się blondynka.
-Z powrotem do pracy – odpowiadam tonem jakby to było oczywiste. - Jeszcze z rok powinnyście posiedzieć w domach, odchować dzie...
-ROK?! - Sandra o mało nie zakrztusiła się szampanem. - Posłuchaj mnie Heinz, ja naprawdę kocham Maxa z całego serca, ale po tylu miesiącach wychowywania go niemalże samodzielnie bo Gregora ciągle nie ma, chyba mam prawo w końcu pomyśleć o sobie.
-Po co? - tym razem to ja przybieram zdziwiony ton.
-Bo mi się to należy?
-I Gregor ci na to pozwala?
-Trzymajcie mnie, bo mu zaraz walnę – warczy Sandra.
-Gregor, ty jesteś pewien że jej kolejnego brzdąca nie zmajstrowałeś? - dopytuję. - Chyba jej hormony buzują!
Naprawdę nie rozumiem o co jej chodzi. Ma ślicznego synka, co jeszcze jej potrzebne do szczęścia? Blondynka łypie na mnie spode łba.
-Trenerze – Gregor profilaktycznie wchodzi między nas – Sandra ma rację. Zresztą nikt Maxa nie porzuca, Sandra będzie niemalże swoim własnym szefem, więc będzie mogła zabierać małego ze sobą.
-Tak się mówi – prycham. - Jeszcze wspomnicie moje słowa!
-Tyśce też urządziłeś taką tyradę? - dopytuje zdenerwowana blondynka.
-Dopiero zamierzam!
-Tysia ma dwójkę dzieci – zaczyna nieśmiało Eva. - Tu akurat obawy są uzasadnione.
-Tysia ma do pomocy zakochanego w swoich bratankach Alexa, więc bliźniakom się nic nie stanie – ucisza ją szybko Didl.
-Właśnie! A poza tym wszyscy dziecioujemni w tym towarzystwie nie mają prawa głosu w tym temacie – wykrzykuje Sandra. - I zapamiętaj sobie – zwraca się do Evy – zawsze, ale to zawsze lepiej trzymać z nami niż z Heinzem. Taka rada na przyszłość. My zawsze wygrywamy.
I odchodzi.
-Nie przypominam sobie, żeby kiedyś wygrały – mruczę zamyślony.
-Sophie i Wellinger? - podrzuca Gregor.
-Menu na każde wspólne spotkanie? - dodaje Didl.
-Wybór kolorów kombinezonów?
-Ustanowienie piątków dniem 'odpierdol się Heinz'?
-Nic nie wiem o tych dniach! - wykrzykuję oburzony.
-Didl, ja pierdolę – Gregor wykonuje klasycznego facepalma. - Prędzej bym się z twoją świnią dogadał niż z tobą. I nie wiem czy z tą pluszową, czy prawdziwą.
-Nie mam prawdziwej świni – dziwi się Thomas.
Gregor rzuca znaczące spojrzenie Evie i z ironicznym uśmiechem odchodzi w poszukiwaniu Sandry.
-Masz świnię? - pyta nagle Eva.
-Nie... Chociaż łatwiej będzie jak ci powiem, że mam. - mruczy zrezygnowany Didl.
-O co chodzi z tymi piątkami? - próbuję się dowiedzieć.
-Niech trener spyta Kris albo Megi – wzrusza ramionami Thomas. - Ja nic nie wiem.
-Przecież to ty o nich wspomniałeś!
-Co nie znaczy, że cokolwiek o nich wiem! Chodź Eva, poznasz Tynkę!
-Halo, czy ktoś widział Lily? - z głośników wydobywa się głos Tysi. Spoglądam na podest, gdzie stoi mikrofon. Zebrała się tam Tysia, Sandra i Diess.
-Już idzie! - słychać głos z tłumu. To Morgi niesie córkę do przodu, by po chwili postawić ją na ziemi i puścić do Justyny, a samemu wyciągnąć telefon i zacząć wszystko nagrywać.
Tysia podnosi Lily na ręce i podchodzi z powrotem do mikrofonu.
-Kochani! - zaczyna po angielsku ze względu na Norwegów. - Bardzo dziękujemy wam za przybycie! Dziękujemy austriackiej kadrze za podniesienie rangi tego wydarzenia, dziękujemy sztabowi szkoleniowemu za przybycie, mimo pewnych obiekcji – rzuca mi znaczące spojrzenie. - Dziękujemy norweskiej kadrze, kocham was bardzo! - uśmiecha się do Norwegów i wesoło im macha, na co oni odpowiadają tym samym. - Dziękujemy rodzinom, przyjaciołom, zarządowi związku narciarskiego, prasie i obserwatorom. Oficjalnie witam wszystkich na otwarciu szkółki narciarskiej imienia Lily Morgenstern!
Rozlegają się gromkie brawa, co nieco onieśmiela Lily, która chowa twarz w szyi i włosach Tysi.
-Lily, skarbie. Cieszysz się, że będziesz miała własną szkółkę?
-Zajekulwabiście – odpowiada markotnie.
Po sali przetacza się ryk śmiechu.
-Jak? - Tysia parska śmiechem i próbuje wygiąć głowę tak, żeby widzieć coraz bardziej wtulającą się w nią dziewczynkę.
-Zajekulwabiście – powtarza Lily. - Tata kazał mi tak powiedzieć.
Cała trójka z podestu rzuca Morgiemu rozbawione spojrzenie.
-Mamy to! - wykrzykuje Thomas i odkłada telefon do kieszeni. - Będzie dla potomnych! No Kris, nie dąsaj się. Wiesz ile będzie z tego śmiechu za 15 lat...?

niedziela, 8 lutego 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 28 sierpnia 2016

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 28 sierpnia 2016, 10:23


-Dwa słowa, tak?
-O, wow. Diethart, umiesz liczyć?
-Wal się.
-Pierwsze słowo...
-Może byś patrzył co pokazuje trener?
-Nie będziesz mi mówił co mam...
-Stefan, jak mi jeszcze raz wbijesz łokieć w żebra, to przysięgam...
-Trenerze, Morgen mi grozi!
-Za skarżenie to cię tak urządzę, że nawet Sara ci nie pomoże!
-Wara od Sary!
-Jest szansa, że zamkniecie jadaczki? Ja się próbuję skupić!
-Skupiać to ty się w kiblu możesz!
-A propo! Gdzie jest Gregor?!
-Skojarzył ci się z kiblem?
-Nie, z tym że poziom inteligencji gwałtownie wzrósł jak wyszedł.
-Hohooo, ostro!
-Z czego się cieszysz Diethart? Ty i świnie nadal dość zauważalnie go zaniżacie...
-STALOWE MAGNOLIE!
-Fettner, co ty ćpiesz?
-Hasło to stalowe magnolie!
-Pierdolisz...
-Trenerze? Stalowe magnolie?
Zaprzeczam ruchem głowy.
-Jak ty żeś wpadł na stalowe magnolie, Fettner?
-No trener kwiatka pokazał...
-I twoją pierwszą myślą były magnolie? A róże?
-Stokrotki?
-Żonkile?
-Tulipany?
Do sali wpada spóźniona Sara.
-Storczyki?
-Krokusy?
-Rozumiem, że chcecie się pochwalić powalającą wiedzą z ogrodnictwa – zaczyna blondynka – ale dlaczego wy na litość boską nie ćwiczycie?!
-Bo cię nie było – odpowiadam. - A hasło to Polowanie na czerwony październik!
-To na cholerę trener pokazywał na kwiatki?
-Bo czerwone są – wzruszam ramionami i słyszę sześć klapnięć rąk o czoła.
-Przecież trener chciał prowadzić dzisiaj trening – mruczy Sara.
-Tak. Ale chciałem żebyś widziała jak się to robi! Zapraszam! Specjalista wkracza do akcji!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 28 sierpnia 2016, 10:40


-... i dwaaaaaa – krzyczę, a chłopcy unoszą się do góry wykonując pompkę. - I raaaaaaaaz. I dwaaaaa.
-Trenerze, może jednak my z Kofim przeprowadzimy trening na sali, hmm? - rzuca nieśmiało Sara.
-Bzdura – prycham i wracam wzrokiem na mojej dzieciaczki, które zastygły w górze. - I raaaaaaz...
-Oni nie mogą pompować cały trening – próbuje znowu fizjoterapeutka.
-Kto tak powiedział? - dziwię się.
-Ja. I wszyscy którzy ukończyli studia sportowe po drugiej wojnie światowej – rzuca kąśliwie dziewczyna.
-Ja również ukończyłem studia sportowe...
-Dlatego zaznaczyłam, że po drugiej wojnie światowej...
-Czy ktoś do cholery może w końcu powiedzieć 'dwa'? - wrzeszczy Gregor.
-Dwa – krzyczy Sara i wstaje z ławki. - Koniec tego dobrego. Podnosić dupy z podłogi.
-Ale... - zaczynam.
-Trener może i się zna na machaniu chorągiewką, ale to ja tu jestem specjalistą od ich ciał, więc bez urazy, ale japa trenerze.
-Sara!
-Może trener skoczy po jakąś gazetkę, czy coś? Barszczyk z automatu? Jak dobrze pójdzie to za 45 minut ich trenerowi oddam i może nawet nie będzie ich nic łamało.
-A co by miało ich...
-BARSZCZYK CZEKA! - wrzeszczy dziewczyna i wskazuje mi drzwi. - A wy trochę potruchtajcie i sprawdźcie co którego boli po tym niesamowitym maratonie pompek.
No szczyt. Tylko jeszcze nie wiem czego szczyt. Może bezczelności? Chamstwa? Albo profesjonalizmu? Może ta mała blondynka naprawdę wie co mówi? Zatrudnili ją jako fizjoterapeutkę jest opcja, że zna się na rzeczy. Zajrzę do kadr i zapoznam się z jej cv. Dopiero teraz do mnie dochodzi, że nigdy go na oczy nie widziałem! O! Tysia! Z Diessem! A przecież w kadrach zawsze dobre plotki można poznać... Wróóóć!
Zawracam i staję na poziomie przeszklonej kawiarenki. Tysia tłumaczy coś Alexowi wskazując na tabelki nadrukowane na kartkach leżących przed nimi. Diess jest skupiony i potakująco kiwa głową. Po chwili odpowiada coś dziewczynie i oboje wybuchają śmiechem, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi od co najmniej pięćdziesięciu lat!
Ruszam biegiem z powrotem na halę. Pięknie! Zbudowali nam nowe centrum sportowe, ale wielkie to takie, że się można porządnie zmęczyć zanim się przebiegnie z jednej części do drugiej. W końcu zasapany wpadam do sali i opieram się rękoma o kolana, żeby złapać oddech.
Wszyscy zawodnicy, Sara i Koflera przyglądają mi się jak idiocie, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
-Hayboeck! - wykrzykuję, a chłopak aż lekko podskakuje.
-Co tym razem zrobiłem?!
-Nie ty! Żona twoja!
Michael z ulgą wypuszcza powietrze z ust.
-Już się zestresowałem. No dobra. Co tam Tyśka wymyśliła?
-To ja się pytam co ona znowu wymyśliła! Siedzi w kawiarni z Diessem!
Wszyscy przenoszą zdziwione spojrzenie na Michiego, który unosi wysoko brwi.
-Skąd trener wie, że ona tam siedzi z Diessem?
No trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam.
-Bo ich widziałem, sieroto?! - wykrzykuję.
-Może i jestem sierotą – zaczyna spokojnie Hayboeck – ale skoro trener tam był i ich widział, to dlaczego trener ich zwyczajnie nie spytał?
-Ma rację – rzuca Morgi opierając ręce na biodrach.
-Czy wy nie powinniście trenować?! - krzyczę i ruszam w kierunku wyjścia.
Oburzające! Zresztą oburzające to małe słowo! Wszyscy przeciwko mnie! Dlaczego nie poszedł ich trener spytać?! Bo jestem szalenie dobrze wychowany i nie chciałem się wtrącać w rozmowę! Dochodzę do kawiarenki i zauważam, że przy stoliku Tysi i Diessa siedzi teraz jeszcze prezes związku narciarskiego.
I wtedy przychodzi olśnienie!
Tysia i Diess będą próbowali przejąć kadrę narodową! Ale po moim trupie. Czas przygotować obronę!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 28 sierpnia 2016, 16:25


-Czyś ty do reszty zdurniał? - krzyczy na mnie Jaqueline, w czasie kiedy wycieram ścierką talerze po myciu. Oczywiście. Ona mi nie wierzy. A ja wiem co widziałem!
-Mówię ci! Będą chcieli mnie wygryźć!
-Przecież Tysia ma małe dzieci, nie ma czasu jeździć po świecie – prycha moja żona. Naiwniaczka.
-Na pewno Diess ją oczarował i przekonał. A ona dla niego porzuci dzieci u Alexa, albo u rodziców Michiego.
-Czy ty siebie słyszysz? - Jaqueline przygląda mi się z coraz większym politowaniem. - Po pierwsze Diess oczarował Tysię, tak? Po drugie, Tysia porzuci dzieci? Im jesteś starszy tym głupszy.
-To twoim zdaniem co robili razem?!
-Nie wiem i mnie to nie interesuje – odpowiada Jaq. - Mogłeś ją spytać, tak jak ci chłopcy radzili.
-Ale co robił tam prezes...?
-Powtarzam: nie wiem!
Zero wsparcia. Zero absolutne. Jak nie żona to współpracownicy mi pomogą.
'Natychmiastowe zebranie'. Wyślij do wielu.


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 28 sierpnia 2016, 17:32


Sara, Tynka, Kofler, Tim i Felix wpatrują się we mnie wyczekująco, w czasie kiedy ja buduję napięcie.
-Już za chwile możemy zostać bez pracy moi mili – wyrzucam z siebie w końcu i obserwuję reakcję. Ale muszę przyznać, że reakcja nie jest specjalnie powalająca. Nadal przyglądają mi się z tak samo niepewnymi minami.
-Szykują się jakieś cięcia? - pyta Tim.
-Nie! Szykuję się atak z zaskoczenia! Nasz przyjaciel poczekał, aż się odwrócimy i jest gotowy wbić nam nóż w plecy!
-Czy ty coś Heinz przedawkowałeś? - dziwi się Tynka.
-Nie! A ty akurat nie powinnaś się dziwić! Pewnie coś wiesz!
-Przyznam szczerze, że z każdym twoim słowem wiem mniej niż chwilę wcześniej – oznajmia Jankowska.
-Chodzi o twoją siostrę!
-Tysia nas wyrzuci? - pyta niepewnie Sara.
-Czy to ma coś wspólnego z tym, że widziałeś ją rano z Diessem? - dopytuje Kofler.
-Tysia widziała się z Diessem? - dziwi się Tim. - Musiała mieć dobry biznes do zrobienia, skoro aż do niego poszła!
-A tym biznesem są nasze posady! - wykrzykuję dramatycznie.
-Heinz, ona nie jest prezesem związku – tłumaczy mi Felix. - A tylko prezes może nas wyrzucić...
-Prezes też tam był! I na pewno go oczarowała, omamiła i wszystko co tam jeszcze mogła zrobić!
-A rozmawiał z nią trener? - pyta Sara.
-Zamierzałem...
-Czyli ten cały dramat, to twój wymysł? - prycha Kofler.
-Nie wymysł, tylko wnioski wyciągnięte z bardzo szczegółowych obserwacji!
-Jak zwał tak zwał – mruczy niezadowolona Tynka i wstając zakłada na siebie bluzę.
-Gdzie ty idziesz? - pytam oburzony.
-Wczoraj wróciłam z wakacji, mam górę prania do wstawienia, całe mieszkanie do wysprzątania i zwyczajnie chciałabym odpocząć po pracy, bo ledwo z niej wyszłam a już do niej wróciłam bo nie raczyłeś porozmawiać z moją siostrą.
-Z wrogiem się nie rozmawia!
-Tysia nie jest naszym wrogiem! - wykrzykuje Sara.
-Skąd wiesz?!
-Z tego samego źródła co trener! Domyśliłam się!
-Okej. To co powiecie na to, że właśnie przeszła po korytarzu za waszymi plecami razem z Diessem i Sandrą?


Jesteście jeszcze? mam nadzieję, że tak ;)
Zostawiam was z Heinzem (stęskniłam się za jego przemyśleniami! <3), a sama biegnę się uczyć na OSTATNI egzamin!
Aaaa. Każdy szanujący się fan Heinza powinien zajrzeć tu! Aria po raz kolejny udowadnia, że ma kawał talentu!
EDIT:
Zapomniałam dodać, że Never Ending Smile czyli pierwsza część tego opowiadania została nominowana w konkursie na bloga roku.
Tutaj:
http://skijumpinglover.blogspot.com/p/opowiadanie-roku.html
można oddawać głosy na Tysię i Michiego :)
Z góry serdecznie Wam dziękuję :)
Enjoy!
Z.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 sierpnia 2016

Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 sierpnia 2016, 14:26

-Fettner ma beznadziejne wyniki – mruczy pod nosem Tysia przeglądając kartę Manuela.
Brunetka zgodziła się pomóc Sarze w porządkowaniu kart chłopaków po sezonie zimowym i w tworzeniu raportów. Siedzimy tu już trzecią godzinę, a jesteśmy dopiero na drugim zawodniku.
-Cholera, ja nie wiem co się z nim dzieje – rzuca zrezygnowana Sara. - Nie zmieniam nic w jego programie treningowym, wszystko ma dobierane indywidualnie. I co? I gówno!
-Żre za dużo czekolady – oznajmia Tyśka uśmiechając się kpiąco. - Zapisz tu, że potrzebuje ekspresowo pełnego pakietu badań.
Podaje Sarze kartę, a blondynka zaczyna notować. Tysia formalnie nadal jest pracownikiem Norweskiego Związku Narciarskiego, więc jej obecność na naszym spotkaniu musi pozostać bez śladu, żeby uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności.
-Co ty Tyśka jesz? - pytam przyglądając się zawartości miski przed nią.
-Papkę z warzyw – odpowiada czytając kolejne sprawozdania z sezonu.
-I jak mniemam przepis dała ci Jaqueline?
-Nawet tego nie skomentuję.
W tym momencie drzwi się otwierają i do salki wpada Michi niosąc po jednym nosidełku w każdej z dłoni.
-Witam państwa – wykrzykuje na wejściu. - Zmiana warty Tyśka, bo ja muszę lecieć na trening.
Tysia wstaje zza stołu.
-Moje maluchy... – uśmiecha się pochylając nad bliźniakami, ale po chwili marszczy czoło i zaczyna im się przyglądać.
-Jakby mogły mówić, to by ci powiedziały jaki super dzień miały z tatą! - zachwala swoje umiejętności Hayboeck. - Byliśmy na spacerze z wujkiem Gregorem i z Maxem, potem trochę pospały...
Tysia w tym czasie wyjmuje bliźniaki z nosidełek i odwraca je w stronę Michiego.
-Hayboeck, japa. Przypatrz się swoim dzieciom. I co widzisz?
-No co? Nie są brudne...
-Nie, o coś innego mi chodzi.
-No co?
-Nie odróżniasz własnych dzieci?! Ubrałeś Thomasa w ubranka Leny, a Lenę w niebieskie ubranka Thomasa!
Michi staje jak wryty. Razem z Sarą i Koflerem uważnie przyglądamy się bliźniakom.
-Przecież nie pomyliłbym płci własnych dzieci!
-To co? Ściągamy pieluchy, żeby się przekonać?
Tysia coraz szerzej się uśmiecha na widok konsternacji Michiego.
-Cholera, Tysiunia... Ty masz rację! Co ze mnie za ojciec... Ubierałem ich zupełnie automatycznie! Nie wiem jak to się mogło stać! Daj, przebiorę ich.
-Teraz to już daj spokój – prycha śmiechem brunetka i podaje mi Lenę, a Thomasa jako że przysypia odkłada do nosidełka.
-Cześć księżniczko – uśmiecham się do małej, a ona uśmiecha się do mnie szeroko. Ma typowo Tyśkowy uśmiech. Za to - podobnie jak Thomas – kolor włosów odziedziczyła po Michim.
-Niech mi trener córki nie podrywa – upomina mnie Hayboeck i zarzuca sobie torbę na ramię zbierając się do wyjścia.
W tym momencie drzwi się otwierają i do salki zagląda Tynka.
-Tysia, jesteśmy umówione na 15?
-Chyba się nie wyrobie. 15:30? Albo zadzwonię do ciebie jak będziemy kończyć Fettnera!
-Spoko! Ja do 18 jestem w pracy! Pa!
I wychodzi.
-Okeeeeeej – zaczyna Kofler. - Czy my o czymś nie wiemy? Ostatnio sobie do gardeł skakałyście.
-Była u nas w weekend i po pięciogodzinnej kłótni i krzykach uznałyśmy, że to nie ma sensu i spróbujemy się dogadać na spokojnie.
-To znaczy, że nie masz nic przeciwko temu, żeby wyszła za Krausa? - pytam.
-Po moim trupie za niego wyjdzie – rzuca stanowczo Polka i wraca do czytania sprawozdań.
-Dobra, ja spadam na skocznie – mruczy Michi. - Jedzie trener?
-Zacznijcie z Kofim, ja przyjadę za jakąś godzinę.
Andreas podnosi się i zabierając z ziemi torbę rusza za Hayboeckiem.
-Tylko dzieciaczki! - wołam ich zanim wyjdą. - Nie pozabijajcie się, bo dziewczyny są mi tu potrzebne.
-Jasne!
-Ej, Michi! - krzyczy wesoło Tysia.
-No?
-Żartowałam z bliźniakami!
-Co?
-Dobrze je ubrałeś! Ale skoro mi uwierzyłeś to znaczy, że i tak ich nie rozróżniasz!
Michi zawraca i pochyla się na swoimi dziećmi.
-Mam nadzieję, że poczucie humoru odziedziczyliście po mnie, a nie po swojej trzepniętej matce. Przecież ja w depresję popadnę, albo co najmniej nerwicy dostanę...


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 sierpnia 2016, 16:05


-Dlaczego wy nie skaczecie?! - krzyczę oburzony wchodząc na teren skoczni Bergisel i widząc moje dzieciaczki i Koflera stojących przy barierkach.
-Bo widzisz Heinz... Mamy mały problem z Diethartem – mówi niepewnie Andreas.
-To znaczy? Mówiłem, żeby go zesłać do kontynentalki – prycham rozglądając się za Thomasem. - A wy – wskazuję na chłopców – mnie przekonywaliście, żeby go zabrać, że mu pomożecie...
-I pomogli – stwierdza Kofler. - Diethart na dzień dobry wyrównał rekord skoczni, a potem było tylko gorzej. Znaczy lepiej. No w sensie, że dalej.
-A z jakiego rozbiegu?
-No i tu jest problem. Skróciliśmy mu maksymalnie rozbieg. Hayboeck z Morgim się parę minut mocowali z belką, bo rury tam trochę zarośnięte i zardzewiałe są, tak dawno nikt tego aż tak nie skracał. A Didl robi rekord za rekordem.
-A gdzie on teraz jest?
-Kazałem mu zmierzyć gorączkę.
-Po co? - dziwię się.
-Żeby chociaż przez chwilę usiadł na dupie i nie skakał, bo to się robi niebezpieczne powoli.
-W związku z czym Didl mierzy gorączkę już ósmy raz bo Kofiemu cały czas coś nie pasuje – wtrąca złośliwie Kraft.
-Masz lepszy pomysł? - pyta poddenerwowany Andreas.
-Nic nie mówię...
-Fascynujące! - wykrzykuję. - Co mu zrobiliście? - pytam podejrzliwie moje dzieciaczki.
-36,7! No nie chce być więcej! - z domku wyłania się Didl.
-Może spróbuj zmierzyć w ustach? - proponuje Kofler. - Coś kiepsko wyglądasz...
-Ale mierzyłem już tyle...
-ZMIERZ W USTACH! - krzyczy Andi, więc Thomas posłusznie wraca do domku.
-Więc? - patrzę podekscytowany na chłopców.
-Kazał nam trener mu pomóc, to pomogliśmy – wzrusza ramionami Gregor.
-Niesamowite! - cieszę się. - Ale chwileczkę! Nie podaliście mu czasem żadnych niedozwolonych środków?
-A skąd trenerze! Same ziółka – uśmiecha się złośliwie Fettner.
Z nieznanych mi przyczyn Kofler rzuca mu przerażone spojrzenie. No przecież dobrze! Medycyna naturalna, to jest to!
-Fantastycznie! – cieszę się. - Zawsze byłem fanem naparów! Ah, byle więcej takich problemów...
-Heinz, on ląduje na płaskim – mówi spokojnie Andreas. - Może mu się coś stać.
-Pospieszcie się, bo Didl zaraz skończy mierzyć temperaturę – popędza nas Hayboeck. - No chyba, że któryś ma serce mu powiedzieć, żeby zmierzył w... no wiecie.
-Świńskim zadku? - podpowiada mu Stefan.
-Dokładnie.
-Trzeba go zawieźć na mamuta – oznajmia Gregor.
-Zmierzyłem! - na werandzie domku pojawia się Didl. - 36,7! Ale pewnie Kofi mi nie uwierzy, więc pójdę zmierzyć jeszcze raz.
I znika.
-Tresowany – rzucam zadowolony i przenoszę wzrok na Schlieriego. - Na mamuta?
-No mamuta chyba nie przeskoczy, co nie? - pyta niepewnie.
-Dzisiaj i tak nie damy rady – mruczę spoglądając na zegarek. - No nic. Wy dzieciaczki na górę, podnieście sobie belkę, a Diethart poćwiczy z Koflerem imitacje skoków. Diethart, synu! Gdzie ty jesteś?! No ileż można gorączkę mierzyć, czy ty jesteś poważny?!


Z pamiętnika Heinza Kuttina, 18 sierpnia 2016, 20:13


Zachodzące słońce zwiastuje koniec wyjątkowo upalnego dnia. Mrużąc oczy mimo założonych okularów przeciwsłonecznych podjeżdżam pod siedzibę związku. Parkuję i wysiadając z auta zauważam na ławce przed budynkiem Tysię z Wellingerem. Andi trzyma na kolanach jedno z bliźniaków, brunetka drugie.
-A wy co spiskujecie? - pytam podchodząc do nich.
Oboje podskakują jak oparzeni. Aż nie chce mi się wierzyć, że nie zauważyli, że do nich idę.
-Ah, dzień dobry tato! - uśmiecha się radośnie Wellinga.
Kawalarz, no nie ma co.
-Nie przesadzaj – uspokajam go. - Dopiero niedawno przestałem sobie wyobrażać, że stajesz w płomieniach za każdym razem kiedy cię widzę. Ciesz się.
-Trener to zawsze wie jak komplementem zacząć rozmowę – śmieje się chłopak.
-Co ty tu robisz?
-Przyjechałem zobaczyć bliźniaki – odpowiada. - No i po Sophie.
-Co znaczy 'po Sophie'?
-Zabieram ją do Niemiec na kilka dni.
Wróóóóóóć.
-Że jak?
-Żona panu nie mówiła?
No jakoś chyba zapomniała.
-O czym?
-Jedziemy na wakacje.
-Do Niemiec?
-Nie no... Na Teneryfę.
-Czyli zabierasz ją na Teneryfę, a nie do Niemiec – zauważam.
-Jakby się nad tym zastanowić to tak, ma trener rację.
-Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - pytam.
-Bo by się trener nie zgodził?
-Jakby się nad tym zastanowić to tak, masz rację. Ktoś jeszcze leci z wami?
-Tynka i Marinus – odpowiada Tysia. - Możesz być spokojny, Tynka nie pozwoli żeby młodej włos z głowy spadł.
-Jak to Tynka jedzie na wakacje? - pytam oburzony. - Przecież ona nie ma urlopu!
-Owszem, ma.
-Niby kto jej go podpisał?
-Ty. W zeszłym tygodniu – prycha śmiechem dziewczyna.
-Bzdura!
-Znając moją siostrę pewnie wsunęła wniosek między papiery zawodników, które podpisywałeś. Ale nie ma bata, widziałam i jest podpisany.
-Ja z nią muszę poważnie porozmawiać! Jest jeszcze w pracy?
-Daj jej spokój – śmieje się Tysia. - Musisz się zająć formą Fettnera...
-Chrzanić Fettnera. Jadę powstrzymać Sophie! I Jaqueline! Na litość boską, moja rodzina oszalała! Niech tylko Sophie zadzwoni, że coś jest nie tak, to przyjadę tam choćby rowerem i wtedy inaczej porozmawiamy mój synu!
-Dobrze tato!
-Nie mów do mnie tato!
-Ale tata powiedział do mnie synu! - uśmiecha się Wellinga i wiem, że dobrze się bawi.
-O ciebie tatuś też będzie tak walczył – mówi Tysia do Leny, co ta kwituje ślinotokiem z buzi. - Cóż, elokwencję to ty na pewno masz po tatusiu... O cholera.

Spoglądam na nią, by po chwili odwrócić wzrok w tą samą stronę co ona. Pod budynkiem związku pojawił się nowy samochód: bordowa terenówka na niemieckich numerach. Terenówka, którą Tysia znała doskonale. A należała ona do Marinusa Krausa.


*****
Zważywszy na to, jaką malutką burzę wywołał poprzedni rozdział pragnę tylko zaznaczyć, że nie chce robić z Austriaków karykatury, więc nie zawsze rozdział będzie naładowany głupotami Heinza po same brzegi :) mam nadzieję, że zrozumiecie :)
Tak jak wspominałam u Diany, do której serdecznie Was zapraszam (http://tellherwhy.blogspot.com/) zbliża się sesja, więc czasu mało i nie mogę przewidzieć kiedy się tu znowu pojawię :( mam nadzieję na początek lutego, trzymajcie kciuki ;*
oczywiście wszystkim zdającym życzę powodzenia i bawcie się dobrzem w Zakopcu! <3